Mokele-mbembe

Ostatnimi czasy wiele słyszę o dziwnych stworzeniach z Afryki… Wielu ludzi twierdzi, że są to nie wymarłe dawno temu dinozaury. Dziś przyjrzymy się dziwnemu stworzeniu jakim jest Mokele-mbembe żyjącemu wg niektórych źródeł w rzece Likouala-aux-Herbes płynącą wśród bagien i moczarów Konga. Stworzenie podobno ma duży, krępy tułów pokryty rudawą skórą, cztery pękate nogi i długi mocno umięśniony ogon. Mierzy około 9 metrów długości. Z opisu przypomina dawno wymarłego zauropoda.

mokele2

Co ciekawe, opowieści pigmejów dotyczące śladów tego stworzenia i jego budowy (duże, owalne odciski podobne do odcisków słonia, ale zakończone trzema pazurami) pokrywają się z doniesieniami naukowców, którzy ok. 1910 r. badali ten rejon i również napotkali zwierzę. Chociaż pewne szczegóły dotyczące morfologii stworzenia mogą różnić się  miejscowi konsekwentnie opisują istotę przypominającą zauropoda, zamieszkującą rozległą i nieprzebytą dżunglę Afryki zachodniej i centralnej.  Zwierzę owo, w zależności od regionu, kraju i lokalnego języka, nazywane bywa „Jago-nini”, „Amali”, „Nsanga”, „Chipekwe”, „Mokele-mbembe” czy też – podobnie – „La’kila-bembe”. Zwierzę jest niebezpieczne i agresywne.

Czytałam, że obecnie organizowana jest wyprawa badawcza prowadzona przez Wojciecha Bobilewicza. Chce udowodnić istnienie nieznanych stworzeń. Bardzo ciekawe  informacje są zawarte na http://mokele-mbembe-search.com polecam przeczytać.

Dolina Konga należy do jednego z najmniej zbadanych obszarów na Ziemi, obszarem dorównuje powierzchni Alaski, więc kto wie co jeszcze w swych terenach ukrywa…

 

Champ, Hipokamp

Champ (hipokamp) –mityczne zwierzę zamieszkujące jezioro Champlain w Ameryce Płn. Od czasów pierwszych obserwacji aż do dnia dzisiejszego zjawisko nasila się, czyli coraz więcej ludzi twierdzi, że widziało Champa, co może świadczyć o ich rozmnażaniu.

seaser1

Według relacji świadków i zdjęć długość zwierzęcia waha się między 5-12 metrów, jednak Champa nigdy nie widziano całego, jedynie jego szyję, grzbiet lub same garby, co może świadczyć że stworzenie jest większe niż się wydaje. Ma kolor szarawo-brązowy, niezwykle długą i cienką szyję, a głowę ma podobną do konia oraz 1-3 garby.

Pierwsze wzmianki o Champie pochodzą z XVIII wieku, kiedy to tubylcy widywali tajemnicze zwierzę wyłaniające się z tafli jeziora, jednak głośno o nim stało się w XX wieku – wtedy bowiem turyści zaczęli zjeżdżać się nad jezioro Champlain, by zobaczyć dziwne zwierzę. Pierwszym człowiekiem, który profesjonalnie zajął się tą sprawą był J. Zarzynski nauczyciel z Wilton. Rozpoczął on zbieranie informacji na temat stworzenia, powołał nawet w tym celu fundację oraz stworzył specjalną grupę badawczą, która zajęła się badaniem jeziora zaawansowaną aparaturą. Jednak pomimo wysiłków nie udało mu się wykryć niczego, oprócz kilku obiektów, które równie dobrze mogły być czymś zupełnie innym. Po nieudanych próbach Zarzynski zakończył swoje badania. Obecnie prace nad udowodnieniem istnienia potwora prowadzi D.J. Hall. Twierdzi on, że regularnie widuje potwora i zrobił mu wiele zdjęć oraz nakręcił kilka filmów.

Cała legenda potwora z jeziora Champlain opiera się na zeznaniach świadków, zdjęciach i filmach. 05.07.1977 r. S. Mansi wykonała zdjęcie, które przedstawia – jak twierdzi – szyję potwora wyłaniającą się z wody. Sporne jest, czy obiekt na zdjęciu to rzeczywiście legendarny potwór z jeziora Champlain. Trudno m.in. ustalić wielkość obiektu na zdjęciu, a sama Mansi nie mogła lub nie chciała udzielić informacji, które mogłyby pomóc przy analizie zdjęcia. Stwierdziła na przykład, że nie jest w stanie wskazać, z którego miejsca nad brzegiem jeziora robiła zdjęcie. Pierwszy film rzekomo przedstawiający Champa wykonał 30.06.1985 r. Dennis Jay Hall, podczas podróży kajakiem, jednak jest on bardzo niewyraźny, przedstawia dziwny obiekt, który nagle pojawia się przed kamerą, przepływa kilkadziesiąt metrów częściowo wynurzony, a następnie z powrotem się zanurza.

Kryptozoolodzy uważają, że potwór może być gatunkiem plezjozaura, który w jakiś sposób przetrwał do dziś. Inna teoria głosi, że Champ to mutant, a jeszcze inna, że to tylko doskonale wykreowana atrakcja turystyczna mająca na celu ściąganie turystów nad jezioro Champlain.

 

 

Mnich morski

images (2)

Mnich morski podobno żyje w wodzie, mierzy 2,5 metra, ma rybi ogon i płetwy. Nosi habit, a na głowie ma – jak przystało na mnicha – tonsurę. Na terenach Polski został zaobserwowany dwukrotnie, po raz pierwszy w XIII wieku.

W 1531 został schwytany w sieci przez rybaków u wybrzeży Gdańska.

Rybacy natychmiast zabrali dziwne znalezisko na dwór króla Zygmunta Starego. Ten postanowił ugościć stwora. Mnichowi morskiemu nie spodobało się jednak życie poza wodą i kilka dni później stało się jasne, że trzeba go z powrotem przetransportować do morza. Przed odpłynięciem istota pobłogosławiła podobno zgromadzonych na brzegu znakiem krzyża.

W XV/XVI wiecznych portach, gdzie strudzeni rybacy sprzedawali owoce swojej pracy. To właśnie tam najczęściej sprzedawane ryby takie jak raje, ogończe, orlenie, manty i drętwy, obecne w większości wód oceanicznych, były materiałem na Jenny Haniver. W tamtych czasach były dość popularnym towarem handlowo-spożywczym… a w dzisiejszych tematem filmów popularnonaukowych o rafach. Mimo, że nie są to zbyt zabójcze stworzenia (choć jadowite), to właśnie od ciosu w okolice serca takowej ogończy zginął znany zoolog Steve Irwin. Co ciekawe, jest tylko 17 przypadków śmierci od ukłucia ogonem tych zwierząt, ponieważ jad nie jest silny i musi się dostać do krwiobiegu.
Wracając do samej genezy Jenny Haniver – są to właśnie owe ryby, jednak aby stać się Jenny Haniver musiały przejść proces niezbyt skomplikowanej obróbki: wystarczy takową raję ususzyć i już można ją formować nożem, widelcem czy co tam w ręce wpadnie. Najpopularniejsza forma „diabelskiej ryby” ma oczy ukształtowane z nozdrzy, przednie „kończyny” z zastawek, skrzydła z płetw, ogon wykręcony, czasem rogi, demoniczny uśmiech i tym podobne cuda na kiju.

Takie twory, zaimpregnowane i przymocowane czasem do deseczek, sprzedawane były przez średniowiecznych rybaków jako młode smoki czy diabelskie ryby wzbudziły niemały szum. Do tego stopnia, że fenomen ten opisały takie sławy jak znany chirurg Ambroise Paré czy Conrad Gesner. Temu pierwszemu wyszło to dość nieudolnie (książka On Monsters and Marvels), jednak Gesner w swojej księdze Historia Animalium vol. IV z 1558 roku rzeczowo przedstawił sprawę. Ostrzegał naiwniaków, że tymi płetwiastymi pomiotami otchłani są w rzeczywistości suszone i zmodyfikowane raje, i nie powinno się wierzyć, że to małe smoki czy inne potwory. To właśnie w jego książce znaleziono pierwszą ilustrację podpisaną „Jenny Haniver”. Wcześniej w On Monsters and Marvels Ambroise Paré używał terminów “sea eagle” (morski orzeł) i „flying fish” (latająca ryba). Nazwa latająca ryba jest zwyczajnie niepoprawna, ponieważ prawdziwe latające ryby to rodzina ptaszorowatych (Exocoetidae), morskich ryb belonokształtnych. Nie potrafią one co prawda latać w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale dzięki wyjątkowo dużym i silnie rozwiniętym płetwom piersiowym potrafią wykonywać krótkie loty ślizgowe nad powierzchnią wody (skok ze średnią prędkością 60km/h, 30-50 metrów odległości, choć obserwowano ryby, które przelatywały setki metrów odbijając się od grzbietów fal. Za pomocą walenia ogonem w lutro wody i trzepotaniem płetwami mogą znacznie przyspieszać. W maju 2008 japońska ekipa telewizji NHK uwieczniła na filmie rybę, która na wybrzeżu wyspy Yakushima spędziła w locie ciągłym 45 sekund (!), bijąc wcześniejszy rekord 42 sekund.

Z czasem wysnuły się także teorie jakoby Jenny Haniver miały stworzyć mit syren czy mnichów morskich. W przypadku tych pierwszych mało prawdopodobne, jednak jeśli chodzi o mnichów – dość możliwe. Pierwsze raporty o mnichach morskich pochodzą z połowy XVI wieku, czyli czasu rozkwitu handlem Jenny Haniver.

 

Megalodon

20110221183926!Megalodon_scale1

Carcharodon megalodon, rekin zrodzony w epoce jury i kredy, osiagał długość 33 m i wagę 125 ton. Megalodon przeżył dinozaury o 65 mln lat i władał morzami jeszcze 100 tys. lat temu. Jego
skarłowaciała mutacja – „zaledwie” 20 m długości i 20 ton wagi ! – dożyła nawet 10 tysiąclecia p.n.e. Czy megalodon przetrwał zmiany klimatyczne, jakie nastapiły przed 11-12 tysiącleciami ?
Czy mieszka do dziś ukryty w oceanicznych głebiach ? Wszystko wskazuje,że jest to możliwe i gigantyczny rekin przetrwał do naszych czasów.

Dziś na najwiekszego wodnego drapieżnika, uważa się kaszalota. Zwierzę to, krewniak delfinów jest ssakiem i oddycha za pomocą płuc. Potrafi zanurzyć się na głębokość ponad 1000 m, osiąga
do 30 m długości i 100 ton wagi. Nie odnotowuje się ataków kaszalotów na ludzi, ani też na łodzie.
Za to wiele relacji dotyczy agresywnych zachowań ogromnych rekinów. Czy w każdym przypadków drapieżnikami były żarłacze białe ? A może napastnikami były megalodony ?

Żarłacz biały zapuszcza się na płytkie wody, bywa więc spotykany w pobliżu plaż amerykańskich i australijskich ośrodków wypoczynkowych. Tam też najczęściej dochodzi do przypadków atakowania ludzi. W latach 1970-1999 w wodach Australii 31 osób zostało zabitych przez rekiny. Odpowiedzialnośc za to zrzucono na żarłacze białe.

W końcu września 2000 roku , przy wybrzeżu płd Australii zaczął grasować wielki białej barwy rekin niezidentyfikowanego gatunku. 24 września drapieżnik ten napadł na 25-letniego turystę
uprawiającego surfing. Mężczyzna zginął na miejscu. Świadkami zajścia byli przerażeni plażowicze. 2 dni później w, tej samej okolicy zginął następny surfer. W obydwóch przypadkach świadkowie zapewniali, że zabójcą był wyjątkowo duży rekin białego koloru.
Kolejny atak nastąpił w listopadzie 2000 roku w pobliżu Perth w Australii Zach.O świcie,w przybrzeżnych wodach,rekin zabił 49-letniego Kena Crews. Świadkowie znów zapewnili,że rekin był biały i długi na ponad 5 m.

Po tej tragedii zamknięto plaże w okolicach Perth. Australijska policja zajęła się przeczesywaniem przybrzeżnych wód w poszukiwaniu rekina-zabójcy. Rekina zlokalizowano i usmiercono. Ale już w 3 miesiące później, również w okolicach Perth rekin białej barwy znów zaatakował ludzi.
Miejscowy rybak wypłynął z żoną na połów w niewielkiej łodzi. Gdy oddalili się ok. 250 m od brzegu, do łodzi podpłynął ogromny rekin i zaatakował łódź, a dokładniej silnik. Zwierzę -widocznie łup nie przypadł mu do smaku – odpłynęło. Silnik łodzi zabrało jednak ze sobą.

W kwietniu 2001 roku agresywne, ogromne rekiny pojawiły się w USA, u wybrzeży Florydy, gdzie morskie drapieżniki zaatakowały kilkunastu ludzi koło miejscowości Smyrna. Dwie osoby trafiły do szpitala, na szczęście nikt nie zginął.
Od 2000 roku olbrzymie rekiny zaczęły pojawiać się w basenie Morza Śródziemnego.
We wrześniu tego roku zwierzę to zaatakowało kuter rybacki na Adriatyku. Rekin najpierw pożarł znajdującego się jeszcze w wodzie tuńczyka, a potem zabrał się za kadłub jedenastometrowej łodzi. Minęło trochę czasu, nim drapieżnik stwierdził,że kuter jest niesmaczny i odpłynął. Rozmiar rekina oceniono na 7 metrów.

Jak właściwie duże były białe rekiny atakujące ludzi i łodzie w wodach Australii, Florydy i na Adriatyku ? Czy były to żarłacze białe czy też inne drapieżniki, na przykład młode megalodony ?

Najstarsze skamieliny rekinów pochodzą sprzed 195 mln lat i dokumentują wielkie rozmiary tych zwierząt oraz ich przystosowanie do roli władców oceanu światowego. Jednak wiele się od tego czasu zmieniło. Największy z żyjących współczesnie, rekinów, rekin wielorybi, osiąga długość 18 m i wagę 12,5 tony, ale nie jest drapieżnikiem – odżywia się jak wieloryby
planktonem. Większośc rekinów to jednak mięsożercy o licznych, ostrych zebach. Nowe zęby u rekinów wyrastają przez całe życie, zastępując stare i zużyte. W ciągu 10 lat żarłacz biały zużywa 24 tys. zębów.

Żarłacz biały dochodzi podobno do 12 m długości i 7 ton wagi. Jednak największe okazy osiągały długość 5 m i wagę 2 ton. Żyje w oceanach strefy tropikalnej, subtropikalnej i umiarkowanej.
Grzbiet ma ubarwienie szarobrunatne, stalowoniebieskie lub czarne,zaś brzuch jest jasny, nieomal biały. Zapamietajmy to, bo wiele z ostatnich doniesień o atakujacych ludzi ogromnych rekinach
wspomina,że drapiezniki były całkowicie białe. A żarłacz biały aż tak biały nie jest. Za to bardzo jasne ubarwienie było cechą charakterystyczną megalodonów.
Znaleziska dowodzą, że megalodon w trwającej dziesiątki milionów epoce swej chwały był wielki i groźny niczym okręt podwodny. Długi był na 33 m i ważył 125 ton. Jeszcze 11 tys.lat temu zwierzę to zamieszkiwało oceany. Było to odległe skarłowaciałe potomstwo superdrapieżnika – długie na 20 m i ważące 20 ton. Taki megalodon ważył tyle, ile 4 żarłacze białe, a w paszczy zęby 20 centymetrowe i ostre jak brzytwy.

Domniemanie, że megalodon żyje dziś w głębinach oceanu światowego, nie jest bezpodstawną spekulacją. Zagadnieniem tym zajmuję się już kilku badaczy. Steve Alten, który przez wiele lat badał skamieliny megalodonów, zakłada,że mała populacja tych drapieżców przetrwała do naszych czasów.

W ostatnich latach obserwuje się coraz więcej ataków na ludzi i liczne są meldunki o zaobserwowaniu ogromnych białych rekinów. Nie stanowi to dowodów na rzecz współczesnego istenienia
megalodonów, ale jest godną uwagi poszlaką. Innym źródłem są mity i przekazy, tradycja wielu kultur.

Karl P.N Shuker w swojej pracy „Zjawiska niewyjaśnione”, podaje, że polinezyjscy rybacy pływający wzdłuż wybrzeży Nowej Południowej Walii opowiadają o olbrzymim białym rekinie, którego z wielkim szacunkiem nazywają Władcą Głębin,
Według ich opisów niezwykłe stworzenie przypominac może agresywnego rekina ludojada, żarłacza białego. Żarłacze jednak są najwyżej 12-metrowe, a Władca Głebin ma ąż 30 !
Tyle co niegdysiejsze dorosłe megalodony. Białe rekiny, znacznie większe od żarłaczy białych widywane są w okolicach archipelagu Tuamotu, a więc w wodach południowego rejonu Pacyfiku.

Według XVIII-wiecznego słownika de Geneau niektóre z rekinów osiagają wagę 12 ton.
W Nicei i Marsylii złowiono rekiny, w których żołądkach znajdowali się ludzie – podobno jeden żołnierz został połknięty w pełnym uzbrojeniu. Źródło to wspomina także o rekinie widzianym u wybrzeży Chin, którego paszcza była tak wielka, że mogło się w niej zmieścić kilku ludzi.

MEG-size-compairson-617x347

Czy wszystkie tu wspomniane ogromne drapieżne rekiny były żarłaczami białymi ? A może jednak chodzi o paleokrewniaków żarłaczy, o megalodony ? Przetrwanie populacji takich zwierząt jest możliwe. Tym bardziej,że nie takie „żywe skamieliny” przetrwały do naszych czasów. Choćby ryby trzonopłetwe – stworzenia z samego zarania dziejów (zaczerpnięto z paranormalne.pl).

http://video.anyfiles.pl/Megalodon-Nowy-ślad/Zwierzęta/video/122579

20110221183926!Megalodon_scale1

Wszystko o dinozaurach

KATASTROFA

Ponad dwieście milionów lat temu na naszej planecie pojawiły się olbrzymie gady, nazwane przez naukowców dinozaurami. Nazwa jest w pełni adekwatna do ich wyglądu. Złożono ją bowiem z dwóch greckich słów, oznaczających „straszny” i „jaszczur”. Gady naczelne panowały na Ziemi przez ponad 135 milionów lat. W porównaniu z nimi pobyt człowieka na naszej planecie jest naprawdę krótki. Dominacja dinozaurów skończyła się około sześćdziesiąt pięć milionów lat temu. Gady te wymarły w bardzo szybkim tempie.

Jak powszechnie wiadomo dinozaury wymarły ok.65 milionów lat temu, gdy ludzi jeszcze nie było (pierwsze stworzenia człowiekopodobne pojawiły się ok. 45 milionów lat temu). Często w historiach i przekazach ludowych pojawia się jednak motyw walki człowieka z dinozaurem, którego przecież nie mógł spotkać. Walki ze smokami, spotkania z wodnymi potworami. Widywane gdzieniegdzie potwory w jeziorach mogą być dowodem na przetrwanie plezjozaurów czyli dużych pływających gadów, jednych z największych zwierząt świata (Nessie). W Afryce, Ameryce Południowej, Południowej  Azji słyszy się też o spotkaniach z pterodaktylami (pterozaury). O latających gadach słyszano jeszcze w latach czterdziestych XX wieku na Papui Nowej Gwinei. Wspominają o tym amerykańscy weterani wojenni, którzy podobno właśnie tam widzieli żywego pterodaktyla. Zresztą podobne doniesienia pochodza od tamtejszych tubylców. Jedni z nich mieszkający na wyspie Umboi donopszą o „latającym wielkim szczurze”, który poluje na ryby w pobliskiej zatoce.

Znamy opowieści o afrykańskim Mokele-Mbembe branym za zauropoda. Doniesienia o tym zwierzęciu zdarzają się nawet w czasach współczesnych a ulubione wyjasnienie naukowe to błąd w klasyfikacji dużego krokodyla.

Naukowcy zajmujący się poszukiwaniem śladów z zamierzchłej przeszłości, co jakiś czas odnajdują zadziwiające szczątki dinozaurów, których kości zawierają kolagen. Oznacza to po prostu tyle, że nie zostały one skamieniałe, a więc nie są tak stare jak byśmy oczekiwali.

Jak wiadomo rzekoma zagłada dinozaurów wystąpiła na skutek uderzenia meteorytu, a raczej asteroidy, która rozbiła się w okolicy dzisiejszej Zatoki Meksykańskiej. Do tego zdarzenia miało podobno dojść 65 milionów lat temu. Gdy zbadano szczątki z zawartością kolagenu okazało się, że mogą mieć od 22 do 39 tysięcy lat.

Kości z taką nieoczekiwaną zawartością odkryto w Teksasie, na Alasce, w Kolorado i w Montanie. W sumie były to szczątki 8 rodzajów zwierząt. Kolagen znaleziony w ich kościach to włókniste białko, które stanowi podstawę tkanki łącznej (ścięgna, chrząstki, skóra) oraz zapewnia wytrzymałość i elastyczność.

Nie trzeba być wielkim naukowcem, aby zauważyć, że obecność tkanek miękkich w kościach dinozaurów wskazuje raczej na to, że żyły dużo dłużej niż nam się wydawało. Prawdopodobnie na pewnym etapie dochodziło nawet do interakcji ludzi i dinozaurów, co spowodowało, że pojawiły się opowieści o latających i ziejących ogniem gadach.

Szwedzi odnaleźli szczątki zwierzęcia zwanego Mozazaurem. Zawierały one pozostałości tkanki miękkiej i biomolekuł tej wielkiej kilkunastometrowej morskiej jaszczurki. W 2009 roku dr Phil Wilby odkrył rzekomo skamieniałą gigantyczną kałamarnicę. Skamielina zawierała zbiornik z atramentem, którym dało się nawet pisać za pomocą pióra. Takie odkrycia, podważające mozolnie ustalany kanon są bardzo często ukrywane.

2240-1

Żyjący w Nowej Zelandii gad znany jako tuatara to „żyjąca skamielina”. Zwierzę, które z wyglądu przypomina jaszczurkę jest dinozaurem. Zdaniem naukowców, są to dokładnie te same zwierzęta, które spotkać można było w erze jurajskiej. U młodych gadów znaleźć można nawet charakterystyczne trzecie oko, tzw. oko ciemieniowe, które u większości grup zwierząt zanikło w procesie ewolucji.

Znamy wiele przypadków organizmów uważanych za wymarłe, które w cudowny sposób pojawiają się ponownie. Czy legendarne gady mogły przetrwać do czasów dzisiejszych? Dopóki nie uda się komuś zdobyc niepodważalnych dowodów idea ta pozostaje w sferze dywagacji.

Globstery

W latach sześćdziesiątych amerykański badacz Ivan Thomas Sanderson nadał tajemniczym tworom wyrzucanym przez morze na plaże w różnych częściach świata nazwę Globsterów.
Twory te mają kilka metrów długości, są w stanie silnego rozkładu (wokół nich roznosi się nieznośny fetor), mają ogromne macki, a ze „zwłok” wystają włosowate organy wewnętrzne (być może są to zaschnięte mięśnie). Do dziś nie wiadomo, co to tak naprawdę jest. Stworzenia nie są przecież podobne do żadnego ze znanych zwierząt morskich. Dowiadujemy się o nich tylko wtedy, gdy morze wyrzuci je na brzeg. Wielu badaczy poruszało ich problem w swoich książkach i rozprawach, nie wiadomo jednak nawet skąd pochodzą.

whale-shark-remains

Część globsterów pozostaje niezidentyfikowanymi, gdyż niektóre nietypowo wyglądające zwłoki giną bez wieści przed zbadaniem przez naukowców, a same fotografie, rysunki czy opisy ciał nie wystarczają do rozstrzygnięcia wątpliwości co do ich identyfikacji. Tak stało się w 1937r. kiedy domniemane ciało tzw. Cadborosaurusa zaginęło, nie doczekawszy się ekspertyzy.

Najbardziej znane globstery to:

  • bestia z Stronsay – rzekomo ogromny morski wąż, znaleziony w roku 1808 na wybrzeżu w Szkocji. Naukowcy twierdzą, że są to zwłoki rekina.
  • Zuiyo Maru – rozkładające się zwłoki przypominające kształtem plezjozaura, wyłowione w 1977 r. koło wyspy Nowej Zelandii przez japońskich rybaków. Ciało zostało przez nich sfotografowane, pobrano próbki tkanek do badań, po czym wyrzucono zwłoki za burtę statku.
  • Caddy – wąż morski,  3-metrowej długości zwłoki zwierzęcia wężowatego kształtu, znalezione w 1937 r. przez wielorybników w żołądku kaszalota złowionego u wybrzeży zachodniej Canady. Okaz jednak zaginął, a zrobione wówczas zdjęcia nie są na tyle wyraźne, by na ich podstawie z całą pewnością zidentyfikować zwierzę. Może to być nieznany nauce gatunek lub zwłoki znanego zwierzęcia, np. długoszpara, zdeformowane na skutek rozkładu i działania soków trawiennych kaszalota.

 

Twórcą terminu „globster” był legendarny Ivan T. Sanderson (1911-73) – biolog, pisarz i podróżnik amerykański pochodzenia szkockiego, znany najbardziej ze swych ekspedycji w poszukiwaniu potworów i stworzeń uznawanych za legendarne.

Sanderson definiował globstery jako potężne bryły mięśni i skóry o dziwacznej anatomii (co ciekawe, nie wszystkie z nich posiadały kości). Klasycznym przykładem jest białoróżowy gumowaty „kawał mięsa” wyrzucony na plażę niedaleko St. Augustine (Floryda) w listopadzie 1896 r. Miejscowy lekarz i przyrodnik DeWitt Webb zbadał znalezisko, oceniając jego wagę na co najmniej 5 ton. Lokalna prasa pisała z kolei, że stwór miał „łeb wielkości beczki na mąkę (…), jego otwór gębowy znajdował się pod spodem i chroniły go dwie tuby o średnicy 16 cm, które były pierwotnie mackami”. Obserwatorzy dodawali, że zwierzę było poszarpane przez rekiny. Niektórzy twierdzili, że to rozerwana gigantyczna ośmiornica, jednak Webb był odmiennego zdania.

Inne globstery również szokowały wyglądem i zapachem. Ten znaleziony w 1997 r. na plaży w pobliżu Four Miles (Tasmania) ważył kilka ton, był pokryty długimi włosami, a po bokach miał po sześć mięsistych płetw. Resztki stworzenia z plaży Benbecula (Hebrydy) miały ok. 4 m długości i dziwne wrzecionowate wyrostki na grzbiecie.

O ile jednak globstery okazują się najczęściej padliną lub fragmentami ciał zwierząt morskich w stadium rozkładu tak daleko posuniętym, że uniemożliwia to ich rozpoznanie, woda wyrzuca też czasem znaleziska bardziej „kompletne”.

W 1983 r. nastolatek Owen Burhnam znalazł na plaży Kota w Gambii zdechłe czteroipółmetrowe zwierzę. Na pierwszy rzut oka przypominało delfina i tak uznali miejscowi, którzy odcięli mu łeb, sprzedając go jakiemuś turyście, a resztę pogrzebali. Stworzenie było brązowe na grzbiecie i jasne od spodu. Miało duże brązowe oczy, długi pysk jak u delfina, wyraźnie zaznaczoną szyję, gładką skórę oraz dziwaczne kanciaste płetwy. Jego ogon był ostro zakończony, a pysk wypełniały stożkowate zęby. Burnham jako miłośnik natury wykonał pomiary i rysunki, ale nie mógł zidentyfikować zwierzęcia. Kiedy o znalezisku dowiedzieli się uczeni, pojawiły się bardzo dziwne teorie. Kryptozoolog (poszukiwacz stworzeń legendarnych i oficjalnie nieistniejących) dr Karl Shuker uznał, że mógł to być mozazaur – gad z okresu późnej jury, którego populacja jakimś cudem zachowała się do naszych czasów. Inni porównali znalezisko do wymarłego miliony lat temu bazylozaura – pierwotnego walenia. Próby lokalizacji zakopanych szczątków gambijskiego stwora nie przyniosły jednak efektów.

W 1937 r. w brzuchu kaszalota patroszonego w Naden Harbour (Kanada) znaleziono coś, co wyglądało na częściowo strawione szczątki nieznanego morskiego gada (które potem sfotografowano i zabrano do muzeum). Do lat 60. dokonano w tym rejonie jeszcze kilku podobnych znalezisk. Wiele osób połączyło je z widywanym tam często wężem morskim (albo ich całą populacją), który od zatoki Cadboro nazywany jest Cadborosaurusem.

Globstery i zwłoki niezidentyfikowanych stworów fale zabierają często z powrotem w morze. Niekiedy (z powodu ich potwornego smrodu) są one zakopywane przez ludzi w pobliżu miejsca znalezienia. Zdarzało się też, że podobne znaleziska wyciągano z wody na pełnym morzu. Tak było w przypadku japońskiego kutra Zuyiō-maru, który w 1977 r. wyłowił w okolicach Christchurch (Nowa Zelandia) tajemniczą padlinę przypominającą… plezjozaura.

Mierzące 10 m ciało zaplątało się Japończykom w sieć. Po podniesieniu okazało się, że posiadało ono długą szyję, wielkie płetwy i masywny ogon. Z powodu smrodu, jaki roztaczało, kapitan kutra postanowił, że nie zabierze go do kraju, ale załoga, przekonana, że natrafiła na nieznany nauce okaz, pobrała próbki skóry stworzenia i odcięła płetwy. W Japonii przebadali je prof. Shikama z Krajowego Uniwersytetu w Jokohamie oraz dr Yasuda z Tokijskiego Uniwersytetu Morskiego, orzekając, że należały one do nieznanego nauce stworzenia, niewykluczone że plezjozaura. Sceptycy uznali, że był to raczej rozkładający się długoszpar – rekin o charakterystycznej wielkiej paszczy.

Czy globstery i doniesienia o ciałach dziwnych zwierząt wyrzucanych na brzeg można traktować jako dowody na istnienie nieznanych dotąd dużych morskich organizmów?

Kraken

images

Wzmianki o nim pojawiają się m.in. w islandzkich sagach z XIII wieku czy w napisanym w 1250 roku Konungs skuggsjá – kompendium wiedzy przeznaczonym dla przyszłego króla Norwegii. W późniejszych przekazach kraken jest opisany bardziej szczegółowo, jako potwór, którego ze względu na wielkość można było pomylić z wyspą.

Wygląd przypisywany krakenowi przedstawia go jako gigantyczną ośmiornicę, zdolną zatopić statek wirem powstającym przy zanurzeniu albo chwytającą statek swoimi mackami i wciągającą go w głębinę.W opowieściach tych, powielanych w późniejszych latach np. przez Juliusza Verne’a, może tkwić ziarno prawdy. Co pewien czas udaje się dostrzec, sfilmować lub wyłowić morskie stworzenia o wyjątkowo dużych rozmiarach i rozpiętości ramion sięgającej kilkunastu metrów.

9c1a7348e8a30bd2d137b1579157f83fMityczne potwory morskie z mitologii nordyckiej, zrodzone w zimnych morzach północy, skąd przywędrowały do europejskich legend i opowieści snutych przez żeglarzy.

Ze Skandynawii krakeny wywodzą nie tylko swój rodowód, ale i nazwę. Kraken jest liczbą mnogą od norweskiego słowa krake i w takim znaczeniu używa go Francesco Negri, w roku 1700, pięćdziesiąt dwa lata przed wydaniem Historii Norwegii – pierwszego opisu krakenów, który zawdzięczamy czasom nowożytnym.

Krakeny według Skandynawów z wyglądu przypominały gigantyczną ośmiornicę, a dokładniej miały sobie liczyć półtorej mili długości, z czego same macki dorównywały średniej wielkości statkom. To także z mitologii nordyckiej bierze się przekonanie o wyspach, które w rzeczywistości okazywały się krakenami. Krakeny miały powodować wiry morskie i były postrachem morskich zwierząt, które uciekały przed nimi na powierzchnię. Już u Skandynawów krakeny zatapiały statki, oplatając je swoimi mackami.

Liczne opowieści żeglarskie z osiemnastego i dziewiętnastego wieku wzbogacały te mitologiczne historie o opisy morskich walk z krakenami. Krakeny miały tu zatapiać statki znaną już metodą i osiągać równie niebotyczne rozmiary. Te ostatnie szacowano na co najmniej trzydzieści pięć stóp długości. Opowieści i legendy tamtego czasu uwzględniają oczywiście miejsce występowania tych bestii. Można je było spotkać na Oceanie Spokojnym, Atlantyckim, a także na oceanie Indyjskim.

Autorami opowieści o krakenach byli między innymi kapitan Reynolds, kapitan Jean-Magnus Dens, czy Frank Bullen. Z kolei jeden z nowszych raportów datuje się na 1969 rok i zawdzięczamy go Dennisowi Braunowi i jego towarzyszom.

Obecnie przypuszcza się, że wierzenia legendarne i mityczne mają swoje źródło w znanym nauce stworzeniu – kałamarnicy olbrzymiej. Za pierwszy tego rodzaju dowód można uznać znalezione w 1853 szczątki kałamarnicy, opisane w cztery lata później przez duńskiego przyrodnika Japetusa Steenstrupa. Z racji swoich rozmiarów, dochodzących do osiemnastu metrów, kałamarnica olbrzymia zasłużyła sobie na miano drugiego co do wielkości mięczaka na ziemi. Kałamarnice z wyglądu przypominają ośmiornice. Obie te cechy mogły dać początek takiemu a nie innemu wyobrażeniu krakenów.

369px-KrakenOstatnio sfilmowano Kałamarnicę Olbrzymią o wielkości ponad 3 metry, brakowało jej dwóch macek, gdyby je posiadała mierzyłaby pewnie około 8 metrów https://www.youtube.com/watch?v=qyVQqs2rykg#t=55.

 

 

Mity

W legendach i mitach pojawia się wiele dziwnych stworzeń, w których istnienie mało kto by uwierzył. Niektóre z nich da się naukowo wyjaśnić:

1. Włochaty pstrąg

animals_08

Pstrąg obdarzony sierścią miał być widziany w Wielkich Jeziorach Północnoamerykańskich, a także rzekach płynących przez stany: Montana, Wyoming, Kolorado oraz znaczną część państwa Kanady.

Legendarny powód, dla którego tej ryby wykształciła się sierść, jest następujący: woda w północnych obszarach jest tak chłodna, że adaptacja w postaci sierści pomaga przystosować się do życia w niej. Według innej opowieści wyrośnięcie sierści u ryb to efekt wylania dużej ilości brylantyny do rzeki Arkansas w Kolorado.

Pierwsze wzmianki o występowaniu włochatych pstrągów pochodzą od szkockich osadników, którzy na dzikie obszary Ameryki Północnej zaczęli przybywać w ciągu XVII w. Za nieprawdopodobnie brzmiącymi informacjami może się kryć prawdziwe zjawisko. Ryby mogą być mianowicie atakowane przez grzyby lęgniowce r. Saproglenia, co prowadzi do pokrywania ich skóry włóknami, które z daleka przypominają sierść.

 

2. Lepus temperamentalus – zając z porożem

animals_01Pierwszego rogatego zająca zauważył w 1807 r. John Colter (1774-1813) – jeden z pionierów badań Ameryki Północnej. Zając z porożem miał występować na obszarach dzisiejszego Parku Yellowstone.

Choć zając z rogami wydaje się na pierwszy rzut oka czymś absurdalnym, to jednak legendy o nim mają prawdopodobnie realne podstawy. Zające są atakowane przez tzw. wirus brodawczaka króliczego, który powoduje rozrost nowotworów o różnych kształtach, zazwyczaj w obszarze głowy i szyi.

3. Zabójcze rośliny.

Z legendami o mięsożernych roślinach czy drzewach, które potrafią połknąć całego człowieka, spotkamy się na całym świecie. Chyba najsłynniejszą wersję tego mitu przedstawił w 1881 r. niemiecki podróżnik Carl Liche. Opisał on ofiarę kultu religijnego madagarskiego plemienia Mkodo.

Tajemnicze drzewo, któremu poświęcano nieszczęśnika, przypominało wściekłą ośmiornicę o niespotykanej liczbie macek. Oddziaływanie legendy na ludzką wyobraźnię wzmocniła książka Kraj ludożerczych drzew, którą po swym powrocie z podróży po Madagaskarze opublikował były gubernator stanu Michigan Chase Osborn (1860-1949).

Istnieje wiele tzw. roślin mięsożernych. Większość z nich jako swe pożywienie wykorzystuje ciała mniejszych stworzeń, najczęściej różnych stawonogów (owady, pająki, stonogi) czy żyjących w glebie robaków (najczęściej z typu nicieni). Na Madagaskarze występują dwa gatunki mięsożernych dzbaneczników: dzbanecznik madagaskarski (Nephentes madagascariensis) i N. masoalensis.

4. Węże giganty.

Sachamana to nazwa gigantycznego gada – węża znanego z ludowych opowieści i mitów rdzennych mieszkańców obszaru dzisiejszego południowego Peru. Według niektórych wersji stworzenie ma dwie głowy, macki i wapienną skorupę przypominającą muszlę ślimaków. Wąż bywa przywoływany w pieśniach icaro peruwiańskich szamanów i uzdrowicieli curandero, którzy przygotowują się do obrzędu ayahuasca. Jest to typowy przykład wersji o olbrzymich wężach, które występują w mitologii niemal każdej kultury. Pod względem symbolicznym postać węża/smoka jest pełna różnorodnych znaczeń.

Mity o olbrzymich wężach z pewnością nie powstały same z siebie. Węże występują w dużej części zamieszkałych regionów świata. Do stworzenia potwora wystarczy powiększenie w fantazji zwykłego węża. Obszar, na którym miałaby żyć sachamana, jest dobrze zbadany pod względem herpetologicznym.

Największym wężem, którego występowanie dobrze udokumentowano, jest tutaj anakonda zielona, której oficjalny rekordowy okaz mierzył 8,45 m (większość anakond jest jednak znacznie mniejsza). Wprawdzie w niektórych mediach pojawiają się co jakiś czas informacje o pojawieniu się sachamany, nie potwierdzają tego jednak poważne środki masowego przekazu ani literatura naukowa.

Aż trudno w to uwierzyć, ale bardzo długo nie wierzono w istnienie goryli. Co prawda niektórzy naukowcy powracający z dżungli w Afryce mówili o ogromnych potworach, które wyglądają jak ludzie, ale historie te dla ówczesnych ludzi brzmiały zbyt sensacyjnie. Pierwsze wzmianki o gorylach znane są z 5 wieku przed Chrystusem. Już w 1625 roku goryle zostały opisane przez brytyjskiego naukowca. Dopiero w 1847 roku podróżnik Thomas Savage pozyskał ogromną czaszkę jak sam donosił „mitycznego goryla”. Jednak w to, że goryle istnieją powszechnie nie wierzono jeszcze do początków XX wieku. Dotyczyło to szczególnie istnienia dużego goryla górskiego.

Podobnie wygląda historia z Pandą olbrzymią. Długo sądzono, że są to jakieś nieudane niedźwiedzie. Dopiero w 1869 roku Armand David odnalazł skórę pandy w Europie, ale aby ten kontynent dowiedział się o istnieniu takiego gatunku potrzeba było następnych 47 lat. Ostatecznie dopiero w 1916 roku niemiecki zoolog Hugo Veygold kupił niedźwiedzia i przewiózł go do Europy. Od tego czasu wszyscy kochają pandy.

 

Dobrym przykładem całkiem realnego kryptozwierzęcia jest Kraken. Gigantyczne kałamarnice od zawsze uważano za mit towarzyszący żegludze. Ludzie, którzy widzieli te zwierzęta woleli milczeć, aby nie zostać wyśmiani. Pogłoski o Krakenie jednak nigdy nie ustały i trwały nieprzerwanie od średniowiecza. To aż nadto istotne poszlaki, aby jednak się nad tym zastanowić. Pierwsze zdjęcie kałamarnicy olbrzymiej naukowcom udało się zrobić dopiero w 2004 roku.

Znalazło się wtedy na czołówkach wszystkich gazet, oto uzyskano dowód, że kryptozwierze w postaci wielkiej ośmiornicy rzeczywiście istniało. Dotychczas zidentyfikowane osobniki tego gatunku byłyby jednak w stanie zagrozić jedynie małym jednostkom pływającym. Nie ma jeszcze dowodów na istnienie wielkich kałamarnic zdolnych do pochwycenia wieloryba czy też zatopienia statku, jeszcze.

 

Podobny mityczny status uzyskały pytony. Wielu badaczy sugeruje, że historie o smokach to tak naprawdę opowieści o dokonaniach olbrzymich pytonów, Niektórzy kronikarze jak na przykład Izydor z Sewilli już w 7 wieku naszej ery opisywali smoka, jako wielkiego węża, który jest w stanie zadusić nawet słonia. Może jest w tych słowach trochę przesady, ale gdy czyta się dalej, że największe smoki istnieją w Etiopii i w Indiach to może się okazać, że faktycznie chodzi o wielkie pytony.

 

Gdy jesteśmy przy „smokach” nie sposób nie wspomnieć warana z Komodo, który również długo rozpalał wyobraźnię. Już od czasu gdy zwierzęta zobaczyli pierwsi żeglarze chodziły pogłoski o tajemniczej wyspie pełnej smoków. Nic dziwnego, że próbowano tam dotrzeć, aby zweryfikować te historię. Efektem tych wizyt były doniesienia o gruntach pełnych dziwnych prehistorycznych krokodyli. Dopiero w 1910 roku ostatecznie zweryfikowano te doniesienia, gdy jeden z holenderskich wojskowych po prostu schwytał dziwnego zwierzaka. Dopiero wtedy okazało się, że gigantyczne jaszczurki istnieją w rzeczywistości a nie są tylko wytworem wyobraźni.

creatura5

Jaki z tych historii morał? Potrzeba więcej pokory względem natury, bo umie zaskoczyć w taki sposób, o którym nie śniło się filozofom.

kryptozoologia

Kryptydy, które powszechnie znamy jak np. nessie, yeti, mokele-mbeme, marozi, mapinguari, champ, thunderbird (ptak gromowy, ptak gromu, ptak przywołujący burzę), bigfoot (wielka stopa), Yowie, orang pendek, megelannia, agogwe, alma (ałmys), chupacabra (wysysacz kóz), waheela, pomórnik, mngwa itd. jest ich ogromna ilość, ale też jest zapewne wiele kryptyd nie rozpoznanych, które znają pojedyncze jednostki, jacyś indianie, ludy, odległe plemiona, których nigdy nie widziała cywilizacja, a nawet dla owych prymitywnych ludów stanowią wielką zagadkę.
Ale są jeszcze inne nieznane zwierzęta te prawdziwie nieznane nikomu, które żyją gdzieś w ustronnych zakątkach świata, nie wiemy o nich nic, gdzie żyją, co jedzą, czym są. Nigdy nikt ich nie widział.

Powodem, dla którego kryptydy zasługują na naszą uwagę, są wystarczająco udane odkrycia dokonane przez naukowców, bazujące na lokalnych anegdotach i podaniach, których nie możemy w zupełności odrzucić. Najbardziej znane przykłady to odkrycia goryli w 1847 roku (oraz goryli górskich 1902 roku), pandy wielkiej w 1869 roku, okapi (mający krótką szyję krewny żyrafy) w 1976 roku i wielkiego gekona w 1984 roku. Kryptozoolodzy są szczególnie dumni ze schwytania w 1938 roku okazów latimerii, archaicznego gatunku ryb, który do tej pory był uważany za wymarły w okresie kredowym.

Dzięki wysiłkom kryptozoologów udało się doprowadzić do odkrycia kilku nowych gatunków zwierząt, a podobnymi sukcesami póki co nie mogą pochwalić się ufolodzy czy parapsycholodzy. I tak w 1992 roku odkryto woła Vu Quang, zamieszkującego Indochiny, co obudziło nadzieje na odnalezienie wielu innych nie znanych dotąd gatunków. Karl Shuker twierdzi w swej książce „Zaginiona Arka: Nowe i na nowo odkryte zwierzęta XX wieku” („The Lost Ark: New and Rediscovered Animal of the 20th Century”), że lista zwierząt odkrytych w dwudziestym wieku jest bardzo długa. Znajdują się na niej między innymi: odkryta w 1901 krótkoszyja żyrafa z Zairu- okapi, goryl górski (1902), największa na świecie jaszczurka- waran z Komodo (1912), wspomniana już latimeria (1938), meduza Fleckera (1955), rekin ostronos wielkopłetny (1966), rekin z rzędu Lmniformes (1976), wielkie robaki morskie ze szkarłatnymi czółkami (1977), gazela królowej Saby (1985), wół Vu Quang (1992), gatunek małego kangura nadrzewnego „bondegezou” (1994) oraz wiele „nowych” wielorybów i delfinów. Skoro zatem tak wiele zwierząt pozostawało w ukryciu tak długo, to bardzo prawdopodobne jest, że nieznanych gatunków jest jeszcze całkiem sporo.

Abyśmy się mogli dowiedzieć więcej musimy zbadać okrutne lasy tropikalne, zagubione wyspy, podwodne krainy, dzikie doliny, szerokie pustynie, stepy. Człowiek posiada nowoczesną technikę, łatwiej mu przecież odkrywać niż w XIX wieku, dlatego kryptozoolodzy szukajcie kryptyd, tych znanym nam i tych zupełnie nieznanych nikomu, które nietknięte przez żadne oko ludzkie żyją tam gdzieś… daleko…
Czas na to właśnie, aby kryptozoologia stała się oficjalną dziedziną zoologii, a nie jakimiś wymysłami o czymś co nie istnieje.

 

Potwory morskie

Od wieków słyszy się o zdumiewającej ilości relacji mówiących o spotkaniach z potworami morskimi. Nie udowodniono jeszcze, że stwory te istnieją, ale niedawno naukowcy potwierdzili, że morza i oceany nie są do końca zbadane, więc potencjalnie nie można wykluczyć istnienia wielkich, nieznanych istot żyjących w okolicach dna morskiego czy oceanicznego.

Choć naukowcy od dawna zaprzeczali możliwości, że gdzieś w wodach mórz i jezior czaić mogą się stworzenia stojące u podstaw legend o potworach morskich, niektórzy z nich zmieniają zdanie twierdząc, że natura może nas jeszcze zadziwić.

Opowieści o wężach morskich były nie tylko historiami rozpalającymi wyobraźnię dawnych żeglarzy. Niektóre z przypadków stały się tak głośne i powszechnie znane, że pamięć o nich żyje do dziś. Mimo wielu naocznych relacji, jak i uderzających opisów, stworzenia te wciąż są uznawane przez naukę za twory fantazji lub wynik złej identyfikacji znanych morskich zwierząt.

Co ciekawe, w wieku XX i XXI za sprawą kryptozoologów, którzy zanalizowali i sklasyfikowali dotychczasowe relacje łącząc je z dostępnymi dowodami oraz współczesną wiedzą, temat morskich potworów jest tak samo żywy, jak przed kilkoma setkami lat. Co więcej, okresowo mamy do czynienia z medialnymi doniesieniami, w których mowa o nowych obserwacjach. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego współczesna nauka wciąż nie potrafi trafić na ślad tych dużych zwierząt?[zaczerpnięte z http://infra.org.pl%5D

 

seaser6W opublikowanej niedawno pracy grupa badaczy twierdzi, że odkrycie stworzeń nazywanych w legendach „morskimi wężami” nadal pozostaje niezwykle prawdopodobne. Ekipa użyła kombinacji elementów statystycznych, jak i analizy relacji naocznych świadków obserwacji niezidentyfikowanych morskich stworzeń. Według nich widywane od wieków stworzenia mogą być nieznanymi dotąd przedstawicielami płetwonogich, do których należą także lwy morskie, foki czy morsy.

Odkrycie kilku dużych zwierząt morskich w czasie ostatnich kilku dekad sugeruje, że istnieją gatunki, które jak na razie wciąż czekają na odkrywców.
Wśród wymienianych stworzeń naukowcy wskazują na peruwiańskiego walenia dziobogłowego odkrytego dopiero w 1975 roku, Megachasma pelagios (tzw. Megamouth) – rekin żywiący się planktonem odkryty w 1976 roku czy indonezyjska latimeria, uznawana za wymarły gatunek i odkryta na nowo w 1998 roku. Waleń Omura – bliski krewny płetwala błękitnego odkryty został dopiero w latach 70-tych.

Mimo oficjalnego braku dowodów na istnienie legendarnych stworzeń, wysunięto także inne teorie mające wyjaśnić ich obserwacje. Wśród nich prym zdają się wieść głosy uznające potwory wodne za reliktowe dinozaury, bazując na ich rzekomym fizycznym podobieństwie do gadów, nie zaś ssaków. Do tej pory próby poszukiwania istot, jak potwór z Loch Ness, Ogopogo czy azjatycki Naga, niezależnie od tego czy uznamy je za morskie ssaki czy jaszczury, nie przyniosły rezultatów. Równie nierozwiązaną kwestią pozostają wymywane na brzeg ciała bliżej nieokreślonych dużych zwierząt, zwane „globsterami”. Dopiero czas pokaże, czy poszukiwania morskich potworów były opłacającym się wysiłkiem, czy też pustą pogonią za fantazją.

neslow