Smoki z Rabki

Tak zwane „Smoki z Rabki“ to kryptydy dość „stare“ – ostatni egzemplarz widziano w 1897 roku. Do tego czasu pozmieniały się nawet nazwy administracyjne wsi/rejonów, na których występowały (ówczesna Rabka to dziś Rabka-Zdrój). Informacje o owych jaszczurach pochodzą z książki Arnošta Vašíčka („Planeta záhad“ [Planeta tajemnic], Tom 1, I. Potwory z mroku antyku, rozdział „Za dużo dowodów“ (str. 28 i 29) –  Baronet, Prague, 1998, ISBN 80-7214-157-0).  Arnošt Vašíček był czeskim podróżnikiem, który zwiedził ponad 80 krajów podczas swoich badań, poszukując m.in. Minhocão(południowoamerykański 25-metrowy robak).

Smoki z Rabki były jaszczurowatymi stworzeniami wielkości człowieka poruszającymi się na dwóch nogach (bez ogródek – w domyśle bipedalny dinozaur). Występowały na terenie Gorców (Beskidy Zachodnie), gdzie zamieszkiwały zalesione podnóża gór i tamtejsze jaskinie. Stanowiły nielichy problem dla pasterzy, gdyż zwykły atakować stada owiec i bydło, a byle psa się nie ulękły. Ba! Zabijały nawet wilki! Jeden z rabczańskich księży zdobył w ten sposób futro potężnego samca alfa i jego partnerki, którzy nie chcieli oddać swojej upolowanej owcy jaszczurzemu wrogowi, co skończyło się dla nich rozerwanym gardłem. Przypadek zaatakowania człowieka przez te zwierzęta był tylko jeden. Jak nietrudno się domyślić, był nim pasterz, który nie chciał bez walki oddać swoich owiec. No i przegrał.

Informacje o smokach z Rabki gromadził głównie tamtejszy badacz –Mieczysław Wojcieszyn – pod koniec lat 20 XX wieku. Niektórzy świadkowie próbowali nawet narysować te stworzenia. Byli to tylko prości górale nie czytający nawet gazet, a tym bardziej bez żadnej wiedzy paleontologicznej, a jednak ich rysunki ewidentnie przedstawiały to, co dziś określamy mianem mięsożernych dinozaurów (niestety rysunków nie posiadamy z przeczyny dość smutnej, a mianowicie braku skanów książki Arnošta Vašíčka).

Załóżmy więc, że owe stworzenia faktycznie były dinozaurami, które przetrwały do naszych czasów. Jakim cudem? – zapytacie. Najpopularniejsza teoria mówi o specyficznym mikroklimacie tamtejszych terenów, który pozwolił im przetrwać. W zimie rabczańskie smoki nie atakowały ani nie znajdowano ich śladów, co sugeruje, że zapadały w stan hibernacji, podobnie jak wiele innych zwierząt.

Niestety, nawet zakładając, że ta teoria jest faktem, z impetem pędzącego teropoda atakują nas kolejne ‚przeciwności losu’. A mianowicie faktycznie miejsce występowania dinozaurów w Polsce. Najczęściej wspominanymi w książkach są tereny województwa Świętokrzyskiego – Stąporków i Mniów. Znajdowano tam tropy Grallator (Eubrontes) soltykovensis i Grallator  (Grallator) tenuis, Anomoepus pienkovskii, Moyenisauropus karaszevskii i Wintonopusy. Co prawda dinozaury te  w większości pokrywają się z opisem smoków z rabki (a wymieniłem tu tylko kilka gatunków, których tropy znajdowano w tych okolicach), jednak różnica odległości pomiędzy Górami Świętokrzyskimi a Gorcami jest znaczna. Podobnie jak przedział czasowy okresu jurajskiego do czasów obecnych…  (źródło kryptozoologia.pl)

grallator

Mothman – człowiek ćma

hthfgjfg

„Mothman”, czyli „Człowiek-Ćma” to jedna z najbardziej niezwykłych zagadek, na którą można natknąć się w Stanach Zjednoczonych – a przecież mówimy tu o kraju, gdzie nad Strefą 51 fruwają latające spodki, po lasach buszuje Wielka Stopa, a w telewizji straszy Oprah Winfrey i Jerry Springer. Co prawda Mothmana nie zalicza się do duchów, ale jego historia jest tak niesamowita, że doskonale nadaje się do opowiadania podczas Halloween.

Wszystko zaczęło się 12 listopada 1966 roku w pobliżu miasteczka Clendenin w Zachodniej Virginii. Tego dnia pięciu mężczyzn na lokalnym cmentarzu przygotowywało grób do pogrzebu, kiedy nagle coś przypominającego „brązową istotę ludzką” sfrunęło z pobliskich drzew i przeleciało nad ich głowami. Przerażeni ludzie zarzekali się, że nie mógł być to ptak, ale bardziej… człowiek ze skrzydłami. Kilka dni potem w całym regionie zaczęły mnożyć się doniesienia o obserwacjach zagadkowego stworzenia.

Późnym wieczorem 15 listopada, dwie młode pary zauważyły to dziwne stworzenie, kiedy przejeżdżały obok opuszczonej fabryki trotylu nieopodal Point Pleasant. Istota miała wielkie oczy, ludzkie kształty, ale była większa, a na plecach spoczywały złożone skrzydła. Kiedy stworzenie ruszyło ku drzwiom fabryki, pary w panice rzuciły się do ucieczki. Po chwili znów je ujrzeli, kiedy rozłożyło skrzydła i uniosło się nad wzgórzami, podążając za samochodem młodych. Nawet kiedy pędzili ponad 100 mil na godzinę, nie mogli jej zgubić, aż do granic Point Pleasant. Zgłosili wszystko szeryfowi Millardowi Halsteadowi, ku ich zdumieniu nie tylko oni widzieli to stworzenie tej samej nocy – były jeszcze trzy obserwacje.

O 22.30 tego samego wieczora Newell Partridge, mieszkający w Salem (90 mil do Point Pleasant) oglądał telewizję, kiedy nagle ekran zrobił się czarny. Dziwny wzór wypełnił ekran i usłyszał głośne, jękliwe dźwięki dochodzące z podwórza, ich ton podniósł się i nagle wszystko ustało. „To brzmiało jak rozgrzewający się generator” – zeznał później. Jego pies, Bandyta, zaczął wyć i Newell wyszedł na werandę, żeby sprawdzić co się dzieje. Na zewnątrz skierował światło latarki w kierunku stodoły z sianem, gdzie zauważył dwa czerwone koła, wyglądające jak oczy lub, jak sam stwierdził, „reflektory rowerowe”. Według nie go na pewno nie były to oczy zwierzęcia, co jeszcze bardziej go przeraziło. W końcu pies rzucił się w kierunku gorejących oczu, nie reagując na komendy swojego pana. Partridge wrócił do domu po strzelbę, ale nie wrócił już na podwórze – za bardzo się bał. Następnego ranka po Bandycie nie było śladu. W gazecie przeczytał relację czwórki, która widziała latającego stwora obok fabryki: jedna z osób zeznała, że wiedzieli zwłoki dużego psa leżące na poboczu. Kilka minut później, kiedy wracali tą samą drogą, ciała już nie było. Newell Partridge już nigdy nie ujrzał swojego psa.

16 listopada szeryf Halstead zwołał konferencję prasową, na której czwórka świadków powtórzyła swoją relację. Halstead, znający tych ludzi całe życie, nie miał żadnych powodów aby sądzić, że kłamią. Rozgorączkowani dziennikarze, wietrzący sensacyjny materiał, obdarzyli tajemniczego potwora przydomkiem „Mothman” (człowiek-ćma), na cześć postaci z popularnego wówczas serialu „Batman”. Historia szybko obiegła cały świat.

Opuszczona fabryka trotylu w Point Pleasant wydawała się idealną kryjówką dla Mothmana. Jest to teren rozciągający się na przestrzeni kilkuset akrów, wypełniony lasami i wielkimi betonowymi kopułami, gdzie podczas II Wojny Światowej przechowywano materiały wybuchowe. Budynki łączyła gęsta sieć tuneli. Dodatkowo w skład kompleksu wchodził rezerwat dzikiej przyrody McClintic, na tereni którego pełno jest sztucznych stawów, wzgórz i stromych grzbietów. Krótko mówiąc, jeśli jakieś stworzenie chciało się ukryć, nie mogło znaleźć lepszego miejsca. Do wielu miejsc nie sposób było się dostać, a okolicę odwiedzali tylko nieliczni myśliwi i wędkarze. Oprócz tego czasem zapuszczały się tutaj nastolatki szukające mocnych wrażeń i ustronnych miejsc na romantyczne schadzki. W tym regionie nie było zbyt wiele domów, ale mieszkańcy jednego z nich, rodzina Ralpha Thomasa, 16 listopada zauważyli dziwne czerwone światło, krążące nad fabryką. Znajoma Thomas, pani Bennett, też widziała to światło.Przejęta wsiadła do samochodu ze swoją malutką córeczką i wyruszyła na farmę sąsiadów. Kiedy wysiadła z auta, zamarła ze strachu.

Koło samochodu jak spod ziemi wyrosła postać. „Wyglądało to, jakby leżała na ziemi,” – powiedziala pani Bennett „powoli uniosła się do góry. Wielka szara rzecz. Większa od człowieka, z przerażającymi świecącymi oczami”. Kobieta była tak przerażona, że upuściła na ziemię córeczkę. Szybko podniosła małą i wbiegła do domu Thomasów. Szybko zaryglowano drzwi, ale na tym nie koniec. Mothman pojawił się na werandzie i przez okna zaglądał do środka. Kiedy w końcu pojawiła się policja, po stworzeniu nie było już śladu. Pani Bennett przez kilka miesięcy nie mogła dojść do siebie, niezbędna okazała się pomoc psychiatryczna. Co więcej, wg kobiety istota pojawiała się też koło jej domu. Podczas tych wizyt było słychać przerażające dźwięki, podobne do krzyków kobiety.

Jak wyglądał Człowiek-Ćma? Na podstawie ponad 100 świadków, którzy widzieli stwora, udało się sporządzić rysopis. Jego wzrost wahał się od 5 do 7 stóp (150 do 213 cm), był szerszy od człowieka i poruszał się niby-ludzkich nogach. Jego oczy były osadzone blisko ramion. Miał skrzydła, podobne do nietoperza, ale latając raczej szybował, niż trzepotał nimi. Mimo tego potrafił unosić się pionowo w powietrze, „jak helikopter”. Świadkowie opisywali jego skórę jako „ciemną, szarą lub brązową”. Podczas lotu wydawał brzęczący dźwięk. Nie potrafił mówić, zamiast tego słychać było skrzeczące odgłosy, które pani Bennett przypominały „krzyk kobiety”.

images

Mothman przyciągnął wielu ciekawskich. Zjechali się przeróżni „łowcy”, starający się rozwiązać zagadkę. Najsłynniejszym z nich okazał się John Keel, ufolog, badacz kontrowersyjny w tym środowisku ze względu na głoszone przez siebie nieortodoksyjne teorie. Krótko mówiąc, uważał on UFO za manifestację sił paranormalnych, które od wieków ukazywały się ludziom pod różnymi postaciami. Mogły to być właśnie latające spodki, potwory, demony, anioły etc. Szybko zgromadził imponującą ilość doniesień o tajemniczych wydarzeniach, które miały miejsce w tej okolicy. Według Keela wszystkie one miały związek z Człowiekiem-Ćmą. I tak np. niepodal Ohio Valley zanotowano kilka przypadków fenomenu zwanego poltergeist. Drzwi otwierały i zamykały się z trzaskiem, przedmioty fruwały w powietrzu, słychać było zagadkowe dźwięki i głosy. Widziano tajemnicze światła unoszące się nad fabryką trotylu, a silniki samochodów przejeżdżających obok często bez powodu gasły. Przypadek awarii telewizora Newella Partridge’a nie był jedynym tego rodzaju zdarzeniem – w całej okolicy często psuły się telewizory i radioodbiorniki. Oprócz tego reporterkę Mary Hyre, która odebrała ponad 500 telefonów od świadków widzących fruwające światła, odwiedzali kilkakrotnie Mężczyźni w Czerni (MIB-y).

Tajemnicze i jednocześnie tragiczne wydarzenie miało miejsce 15 grudnia 1967 r. w Point Pleasant. Około piątej po południu most Silver Bridge, łączący miasteczko z Ohio nagle zawalił się. Do wody runęły samochody, zginęło 46 osób. Tego samego dnia rodzina Jamesa Lilleya zoabserwowała 12 świecących kul unoszących się nad fabryką. Również po tych wydarzeniach MIB-y złożyły wizyty świadkom.

UFO, polteregeisty, tajemnicze światła i dźwięki, Mężczyźni w Czerni oraz Mothman… czy nie za dużo niesamowitych wydarzeń jak na jedno małe amerykańskie miasteczko? Według Johna Keela okolica Point Pleasant jest „oknem”, skupiskiem tajemniczych sił, które manifestują swoją obecność na tak niezwykłe sposoby. Niektórzy mówią wręcz, że Point Pleasant jest odpowiednikiem miasteczka Twain Peaks. Chociaż trudno winić UFO za zawalenie mostu, to wszystkie ponure i przerażające historie z tych stron wydaje się łączyć jeszcze jedna sprawa. W roku 1770 indiański wódz Łodyga Kukurydzy (Cornstalk) rzucił klątwę na Point Pleasant. Od tej pory za wszystkie nieszczęścia i katastrofy naturalne obwinia się właśnie jego.

the-horrifying-true-story-of-the-mothman-prophecies-will-creep-you-out-the-mothman-on-scr-705454

Czy istnieje jakieś racjonalne, przyziemne wyjaśnienie fenomenu Człowieka-Ćmy? NIektórzy wysunęli hipotezę, że za całe zamieszanie odpowiedzialne są żurawie, emigrujące na zimę z Kanady. Świadkowie stanowczo odrzucili tę teorię. Nawet sam Keel uważa, że część doniesień pochodzi od ludzi, którzy po wysłuchaniu pierwszych rewelacji w radiu wpadli w panikę, kiedy ujrzeli w nocy sowę przelatującą nad drogą. Mimo to trudno zakładać, że wszyscy widzieli tylko sowy. Istnieje zbyt wiele niezależnych od siebie świadków, którzy widzieli coś, co na pewno nie było ptakiem.

W 1975 r. ukazała się książka Johna Keela pt. „Mothman Prophecies”, na kanwie której powstał niedawno film pod tym samym tytułem (z Richardem Gere, przeczytasz recenzję tutaj). Trzynaście lat później, w kolejnej książce zatytułowanej „Disneyland of the gods” Keel powraca znów do zagadki Człowieka-Ćmy. Ostatnio zagadki Point Pleasant badał Rock Moran, który twierdzi, że za Mothmanem kryją się rządowe eksperymenty na ludziach.

 

Olbrzymy. Nefilim.

 

Czy naszą planetę naprawdę zamieszkiwały legendarne olbrzymy, pojawiające się w folklorze niemal każdego narodu? Historie tajemniczych gigantów nie pojawia się tylko w opowieściach ekscentrycznych naukowców takich Hans Zimmer czy twórcy nowych paleontologii, przeciwników konserwatywnych paleontologów pokroju Cuviera czy ewolucjonistów – następców Darwina. Profesor Franz Weindenrich z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej, ekspert „teorii gigantów” uważa kontynent afrykański za ojczyznę pierwszych olbrzymów. Somalijczycy posiadają legendy o Maantheule, a ludy Afryki Wschodniej utrzymują, że wszystkie starożytne ruiny i studnie w ich krainie to dzieło tajemniczych, bardzo rosłych ludzi. Gdzie te istoty żyją?

Masajowie opowiadają straszne legendy o olbrzymich hominidach, lecz wierzą że nie pochodzą one z przeszłości lecz żyją one dziś na nie zamieszkanych gęstych rejonach ich krain. Nazywają je Nanaunerami. Te ohydne stwory ludzkie, gęsto pokryte ciemnorudą sierścią, porośnięte są jak pawiany „mają twarz ludzką i wzrost niemal żyrafy”. Jedna z historii opowiadanych przez starych wodzów masajskich przedstawia historię o małej dziewczynce masajskiej która porwana przez „potwora” płci żeńskiej została później znaleziona w lesie przez jednego z wojowników. Była zupełnie naga i niema: nie znała najpospolitszych przedmiotów domowego użytku. Porwana przez dzikie człowiekowate straciła resztki człowieczeństwa? Nauczona życia w nowym społeczeństwie – gigantów Nenaunerów pożegnała ludzkie przyzwyczajenia. Mówi się również o nanaunerach – postaciach mitologicznych, pół ludziach, pół kamieniach.

Ada Wińcza przebywając przez wiele lat w Tanzanii słyszała wiele historii o tajemniczych ludzko podobnych – nanaunerach – istotach wielkości żyrafy. Najdziwniejszą z nich usłyszała 30 lat temu od tropiciela, starego towarzysza Lati. Zdarzyło się to około pół wieku temu. Świadkowie tego wydarzenia już zapewne nie żyją. Pewien bohater imieniem Lamberegeri, bardzo dzielny i silny przebił w nocy straszliwą włócznie tajemnicze stworzenie. Uszło ono około 3 kilometrów po czym próbowało wyciągnąć włócznię z piersi. Była to wielka samica gęsto owłosiona. W swoich olbrzymich łapach trzymała gałąź w kształcie maczugi. Miała twarz starej Masajskiej kobiety, lecz była dwukrotnie większa. Wszyscy wojownicy wrócili do wioski z pociętymi kawałkami skóry dziwnego hominida i ofiarowali je Laibonowi z których miał sporządzić potężny talizman, mau. Prawdopodobne wydaje się dziś, że zwierzęta takie istnieć mogły i możliwe, że były spokrewnione z gorylami.

Dowody istnienia gigantów:
– Sześciopalczaste i posiadające piętę o szerokości 25 centymetrów ludzkie ślady odnalezione odciśnięte w twardej skale w Brayton w stanie Tennessee (USA). Co jeszcze dziwniejsze, w pobliżu odnaleziono tropy ,,konia – olbrzyma”, o szerokości ponad 25 cm.

– Rysunek przedstawiający ogromnych rozmiarów człowieka walczącego z mamutem na ścianie kanionu Havasupai. Malowidło to jest bardzo stare, ponieważ na jego powierzchni pojawiła się ochronna warstwa żelaza. Niedaleko niego odnaleźć można inny rysunek, również bardzo zagadkowy, przedstawiający tyranozaura.

images (1)

– Niezwykłe znalezisko wydobyte spod ziemi przez żołnierzy budujących magazyn prochu w Lampock Rancho w Kalifornii w 1833 roku. Tym znaleziskiem był szkielet niemalże czterometrowego człowieka. Olbrzym miał po dwa rzędy zębów w każdej szczęce, a jego ciało otaczały muszle i kamienie ozdobione nieznanymi znakami. Podobny szkielet wydobyto na wyspie Santa Rosa w Kalifornii. Tym razem jednak dziwna istota wyposażona była w cztery rzędy zębów.

20060120215301

– Znalezisko z Crittenden (Arizona) z 1891 roku. Pracujący przy budowie biurowca robotnicy wydobyli spod ziemi wielki sarkofag kamienny. Wezwani na miejsce odkrycia specjaliści i przedstawiciele miejscowych stwierdzili, że wewnątrz sarkofagu znajduje się trumna o ludzkich kształtach, w jej wnętrzu odnaleziono niemal całkowicie zniszczone zębem czasu szczątki ludzkie. Najdziwniejsze było to, że musiał on mieć przynajmniej cztery metry wzrostu, a wnioskując z rysunków wyrytych wewnątrz trumny, miał on sześć palców u rąk i u nóg.
– Skamieniały olbrzym odkryty w 1895 roku przez dr Dyera podczas badań mineralogicznych w County Antrim w Irlandii. Mierzył 12 stóp i 2 cale wysokości (ok. 3,7 metra), długość rąk 4 stopy i 6 cali (1,37 metra), ważył ponad 2 tony. Jego prawa stopa wyposażona była w sześć palców. Po długich dyskusjach mających na celu ustalenie właściciela znaleziska, okazało się, że nie wiadomo gdzie podział się olbrzym.

sumerian_giants_Nefilim_4

– Olbrzymie ludzkie ślady odciśnięte w pobliżu tropów wielkich mięsożernych dinozaurów, odkryte 12 km na wschód od Mont Vernon w Kentucky (USA) oraz w pobliżu miejscowości Glen Rose i Walnut Springs w Teksasie (USA). W Glen Rose płynie rzeczka Paluxy River, na dnie której, w jednej warstwie geologicznej (dowód na to, że ślady powstały w tym samym czasie) odnaleziono dziesiątki śladów ludzi i dinozaurów. Ludzkie, pięciopalczaste tym razem, ślady mają po ok. 50-70 cm długości i ok. 20 cm szerokości. Większość z nich jest większa od tropów prehistorycznych gadów. Na temat tego przedziwnego zjawiska wciąż trwa zażarty spór pomiędzy antropologami i paleontologami.

hqdefault

Wzmianki o przybyszach z Nieba można znaleźć w najstarszych przekazach zamierzchłych cywilizacji. Opisują ich staroindyjskie eposy. Boscy przybysze o jasnych twarzach, przewyższający wzrostem ludzi przewijają się także w legendach prastarych cywilizacji obu Ameryk. Nie trzeba jednak szukać aż tak daleko.

W niemalże każdym przekładzie Biblii można znaleźć wzmianki o olbrzymach: „A kiedy ludzie zaczęli mnożyć się na ziemi, rodziły im się córki. Synowie Boga, widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie jakie im się tylko podobały. (…) A w owych czasach byli na ziemi giganci, a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze mający sławę w dawnych czasach.” Księga Rodzaju mówi, że gdy plemię Adama zaczęło się rozrastać: „Synowie Boży spostrzegli, iż córki człowiecze są piękne, pojęli więc za żony te wszystkie, które sobie upodobali.” (Księga Rodzaju rozdz. VI wers 2) Związki te przyniosły owoce. Czytamy bowiem dalej: „W owych czasach byli na świecie olbrzymi – a także i potem – kiedy to synowie Boga współżyli z córkami człowieczymi a one im rodziły synów. Byli to przesławni mocarze zamierzchłych czasów.” (Księga Rodzaju rozdz. VI wers 4).

Jednak owoc związku aniołów z kobietami okazał się problemem. Nefilim byli groźni i nieokrzesani:

„Pożarli oni cały ludzki dorobek, a kiedy ludzie nie mogli ich więcej utrzymać, ci obrócili się przeciwko nim i ich pożarli. (…) Potem olbrzymi zjadali siebie nawzajem i pili własną krew” – wspomina Księga Henocha.

Kiedy Bóg rozgniewał się na grigori, skierował przeciwko nim archaniołów i zesłał potop, informując wcześniej Noego, by się ratował. Upadli aniołowie zostali ukarani (niektórzy osobiście), a ich potomstwo, za przelaną krew i nieprawość, jakiej dopuściło się na Ziemi zostało wytrzebione. Od tamtego czasu na świecie miał zapanować pokój.

Tak więc przedstawiciele nieznanej, a potężnej rasy olbrzymów zstąpili z nieba, zapłodnili ziemskie kobiety i mieli z nimi potomstwo. Musiały to być więc istoty nie tylko cielesne, ale na tyle bliskie genetycznie, że było to w ogóle możliwe. Często istoty te nazywane są nefilim.

Stary Testament nie wspomina niczego więcej o przybyszach. Sporo o ich istnieniu mówi znacznie starszy od Biblii tekst zwany „Księgą Henocha”, tłumaczony z wersji zapisanych po chaldejsku, aramejsku i hebrajsku. Dwa jej egzemplarze są przechowywane w Wielkiej Brytanii, jeden we Francji. Wczesny kościół chrześcijański uznawał „Księgę Henocha”. Zakazał jej czytania dopiero w III w. n.e. O ile Stary Testament nie rozwodzi się nad faktem pojawienia się wśród ziemian synów Bożych – o tyle „Księga Henocha” poświęca im wiele uwagi. Oto co przekazuje potomnym: „Kiedy ludziom zaczęło się rodzić mnóstwo dzieci w tamtych czasach, przyszły też na wiat piękne i szykowne dziewczęta. A kiedy aniołowie, dzieci niebios ujrzeli je, zapałali do nich miłością i tak uradzili: wybierzmy sobie sporo tej ludzkiej rasy kobiety i spłodźmy z nimi potomstwo.” (rozdz. 7 wersy 1-2) Nie było jednak co do tego zgodności Czyżby zwierzchnie rozkazy i obowiązujące regulaminy zabraniały im bliskich kontaktów z ziemianami? Bo oto:

„Następnie Samjaza, ich wódz rzekł do nich: lękam się, że nie spełnicie swych zamiarów i że na mnie spadnie kara za waszą zbrodnię. Oni jednak odpowiedzieli: przysięgamy tobie i zwiążmy się wszyscy obopólną przysięgą: niczego nie zmienimy w naszych zamiarach, wypełnimy wszystko cośmy postanowili. Ślubowali więc i związali się wzajemnie. A było ich dwustu… / każdy z nich wybrał sobie kobietę, zbliżył się do niej i razem z nią zamieszkał; i wszyscy oni uczyli swe kobiety czarów i sztuki magicznej a także właściwości korzeni i drzew. Kobiety za zachodziły w ciążę i wydawały na świat olbrzymów.” (rozdz. 7 wersy 10-11)

Dalej Henoch relacjonował, że aniołowie uczyli ludzi wyrabiania mieczy, noży, tarcz i napierśników Również bransolet i ozdób, malowania twarzy i używania różnych barwników. Uczyli też, jak rozpoznawać ruchy planet oraz astrologii. Prawdopodobnie aniołowie, którzy związali się z ziemskimi kobietami złamali jakieś obowiązujące ich reguły. Zostali bowiem uznani za buntowników:

„Oto są imiona przywodców-setników, półsetników i dziesiętników. Pierwsze z nich brzmi: Jekum. To on właśnie zmącił umysły wszystkich synów świętych aniołów, to on natchnął ich by zstąpili na ziemię i spłodzili dzieci z ludzkimi istotami” (rozdz. 68 wersy 3-4). „Imię trzeciego brzmi: Gadrel. To ten, który odkrył synom człowieczym narzędzia do zabijania.” (wersy 6-7).

Dalsze wzmianki mówią o przerażających walkach między synami niebios i słusznym ukaraniu winnych. Czy nie przywodzi to na myśl znanego nam z Biblii buntu aniołów?

Warto porównać zapisy z „Księgi Henocha” z wydarzeniami opisywanymi przez staroindyjskie eposy. I-sza księga Rigwedy zawiera dokładne opisy 12-osobowych latających pojazdów, którymi posługiwali się bogowie nad ziemią, oraz wielkich pojazdów wznoszących się ponad niebieski firmament (z opisów wynika, ze były to transportowce). Dolatywały one do trzech kosmicznych miast krążących na okołoziemskich orbitach. Drobiazgowy opis tych potężnych okołoziemskich stacji znajduje się w V księdze Mahabharaty, Drona Parva. Miasta i pojazdy były we władaniu bogów, którzy przybyli na ziemię obserwować ludzi. Bratali się i zaprzyjaźniali z niektórymi z nich, zapraszali władców do pojazdów i wraz z nimi odbywali loty nad Ziemią i do pozaziemskich miast. Staroindyjskie eposy mówią dalej o przerażających walkach, które rozegrały się między bogami. Ich następstwem stały się niewyobrażalne kataklizmy: pożary, trzęsienia ziemi, okrutne powodzie, które wyniszczyły ludzkość.

Wróćmy jednak do aniołów. Jak wyglądali? Przekazy są zgodne, że byli bardzo wysocy, ludziom wydawali się olbrzymami. Zapisy z „Księgi Henocha” mówią nieco więcej o ich wyglądzie, opisując rozterki ojca Noego, Lamecha, zachodzącego w głowę, czy Noe rzeczywiście jest jego synem: „… żona Lamecha zaszła w ciąże i urodziła syna. Miał on piękne oczy, jego skóra była jak krew z mlekiem a włosy na głowie białe niczym wełna.” I dalej, zbity z tropu Lamech zwierza się swemu ojcu: „Powołałem na świat dziecko, które różni się od innych dzieci, które jest inne niż wszyscy ludzie, lecz przypomina potomstwo aniołów z niebios.”

 

 

Jednorożce

W mitach i legendach występuje niesamowite stworzenie przypominające wyglądem konia z jednym rogiem wyrastającym z czoła.

Historiae_animalium_1551_De_Monocerote

„Wiele jest niejasności wokół tego zwierzęcia, którego rasa podobno już wyginęła, chociaż ponoć przetrwał jeszcze gdzieś w Chinach”, pisał na początku XIX. wieku J. Collin de Plancy w swym „Słowniku wiedzy tajemnej”. Informacje na temat jednorożców przekazał też w XIII w. Brunetto Latini w jednym z rozdziałów średniowiecznej encyklopedii „Skarbiec wiedzy”: „Jednorożec to dzikie zwierzę tułowiem nieco przypominające konia, ale o słoniowej stopie i ogonie jelenia; głos ma iście przerażający, a na głowie jeden tylko róg.”
Jednorożca, który miał żyć w Indiach, już na przełomie V i IV w. p.n.e. opisywał Ktezjasz, grecki historyk i lekarz Artakserksesa Mnemona. W starogreckim micie zaprzęg złożony z ośmiu tych cudownych stworzeń ciągnął rydwan Artemidy, dziewiczej bogini łowów. Później, w średniowieczu, wizerunek jednorożca z dziewicą stał się częstym motywem sztuki europejskiej, symbolizując Chrystusa z Marią Panną, matką a przy tym dziewicą.
Północnokoreańska Centralna Agencja Prasowa kilka lat temu podała  informacje, że archeolodzy odnaleźli legowisko mitycznego jednorożca.

Jak informuje KCNA, w pobliżu stolicy Korei Północnej, Pjongjangu, dyrektor  Instytutu Historii KRLD (Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej) Akademii Nauk Społecznych odnalazł jaskinię z inskrypcją, wyjaśniającą, że jest to legowisko jednorożca. Napis pochodzi z czasów dynastii Koryo, panującej w latach 918-1392.

Warto przy tym pamiętać, że wspomnienia o jednorożcach pojawiają się w wielu kręgach kulturowych. Zgodnie z europejską tradycją jednorożce były niezwykle dzikimi i trudnymi do okiełznania zwierzętami. Były przy tym bardzo płochliwe, a do ich schwytania służyły dziewice – jednorożec podchodził do niej bez lęku i zasypiał z głową na jej kolanach.

Opowieści o tych mitycznych zwierzętach pojawiały się jednak nie tylko w Europie. Wzmianki o jednorożcach pojawiają się m.in. w mitologii hebrajskiej czy w opowieściach z dalekiego wschodu, w tym m.in. z terenów Chin czy Wietnamu. Stwory przypominające jednorożce zostały również uwiecznione na pieczęciach kultury Mohendżo-Daro – starożytnej cywilizacji, zamieszkującej tereny współczesnego pogranicza Indii i Pakistanu. Być może są to nawiązania do elasmoterium – prehistorycznego nosorożca, który w Centralnej Azji mógł żyć jeszcze 10 tys. lat temu.

Elasmotherium1

Choć informacja o znalezisku jest powtarzana na całym świecie, wydaje się wymierzona przede wszystkim w Koreę Południową. Chodzi o fakt, że w spisanej w XVI wieku koreańskiej księdze „Sinjungdonggukyojisungnam” pojawia się wzmianka o jaskini jednorożca, która miała znajdować się w pobliżu pałacu króla Tongmyonga. Znalezisko ma być zatem dowodem, że pałac władcy znajdował się w pobliżu obecnej stolicy Korei Północnej (gdzie znajduje się m.in. grób króla).

stock-photo-25363514-jednorożec d93bcf6d631a8d11654c64aa055145a2

 

Tygrys szablozębny

Tygrys-szablozębny-smilodon1

Według oficjalnej nauki, tygrysy szablozębne z Afryki, takie jak Megantereon i Afrosmilus wyginęł 500 tys. lat temu. Jednakże, w kilku afrykańskich krajach, takich jak Republika Środkowej Afryki i Czad, tygrysy szablozębne widywane są przez miejscowych także w dzisiejszych czasach. Zwierzęta te znane są wśród francuskojęzycznych członków plemienia Zagaoua zamieszkującego zbocza gór Ennedi, jako „tigre de montaine” – tygrysy górskie. Opisują je jako większe od lwów, ale nie posiadające ogonów. Mają za to czerwonawe futro w białe pasy i długie włosy na nogach. Wyposażone są również w zęby dużej długości, wystające im z pysków. Zwierzęta te zamieszkują góry i jaskinie w Ennedi. Są tak silne, że potrafią przenosić ze sobą upolowane przez siebie uprzednio sporej wielkości antylopy.
W górskim regionie Tibesti w Czadzie, tygrysy szablozębne znane są jako „nisi” lub „noso”. Opowiada się, że atakują kury, a także rozcinają gardła kozłom nie jedząc ich. Wśród nich zdarzają się osobniki kompletnie czarne.
W 1975 roku Chrisitian Le Noel polował na antylopy eland niedaleko rzeki Ouandja 25 km od Tirongoulou na granicy Czadu z Sudanem, kiedy usłyszał wycie pochodzące z jaksinii. Dźwięk ten nie przypominał mu niczego, co słyszał wcześniej w swoim życiu. Jego tubylczy przewodnik odmówił dalszego marszu, twierdząc, że dźwięki wydawał tygrys szablozębny.

Tygrys szabloz?bny smilodon

Tygrys szabloz?bny smilodon

Ludzie z Temki i Hadjeray w południowo-zachodnim Czadzie nazywają tygrysa szablozębnego „hadjel”. Na ciałach martwych hipopotamów znaleziono rany pasujące do zębów znanych prehistorycznych szkieletów tygrysów szablozębnych. Christian Le Noel widział hipopotama, który padł z powodu ran, które mógł mu zadać tylko kot wyposażony w bardzo mocno rozwinięte kły umiejscowione w górnej szczęce.
Planowany jest szereg wypraw badawczych, mających doprowadzić do odkrycia prawdy o istnieniu tego gatunku oficjalnie wymarłego już zwierzęcia. Być może zmuszą one naukę do zweryfikowania swoich twierdzeń (zaczerpnięto z paranormalium.pl)

 

 

Beithir

Beithir to ogromna przypominająca węża kreatura ze Szkockiego folkloru. Pierwszy raz stworzenie to zanotowano w 1811r, kiedy to grupa szkockich wieśniaków zaatakowała węża, zabiła go i poćwiartowała. Najdziwniejsze w wyglądzie kreatury były nogi – przednie przypominały wielbłądzie, tylne – końskie! W latach 30. XX w. zwierzęta te były widziane w okolicach Loch a’ Mhuillidh w Górach Kaledońskich (Szkocja).  Kolejne spotkanie wypadło w latach 60. Później także w 1975 r, grupa rybaków ujrzała stworzenie o długości 10 stóp (ok. 3m), lecz spłoszone uciekło do wody i odpłynęło. Nigdy nie uczyniło krzydwy człowiekowi. Było raczej łagodne i powolne.

Beithir był uważany za jednego z nieprzyjaznych demonów wodnych, licznie występujących w celtyckiej mitologii, tak zwanych Fuath ( z irlandzkiego: „nienawiść”). Ponoć pojawiał się w letnie noce podczas burz.
Uczony James MacKillop uważał, że słowo beithir pochodzi ze staroceltyckiego języka i oznaczało „niedźwiedzia” bądź „piorun”.
Szkocki folklorysta John Gregorson Campbell ustalił, że węża można zabić tylko poprzez odcięcie mu głowy i odłożenie jej daleko od ciała. W przeciwnym razie, te dwie części ciała zejdą się z powrotem. W pracy Celtic Review  z 1908 roku, E. C. Watson opisał beithira jako jadowitego stwora zamieszkującego górskie jaskinie. Wąż swoją destrukcyjną siłę czerpał z błyskawic.
wyrm__beithir_by_lvl9drow-d4sknuo
W Kaledonii znajduje się wzniesienie o nazwie Beinn a’ Bheithir („Góra piorunów”). Swoją nazwę zawdzięcza właśnie legendarnemu, ogromnemu wężowi (smokowi, według niektórych źródeł), który zamieszkiwał jaskinię Liath. Pieczara ta przypomina wielką szczelinę, przez którą smok miał wyglądać swoich ofiar. Każdego nieproszonego wędrowca, ośmielającego się przejść przez górę, chwytał w potworne szczęki i zaciągał do jaskini, gdzie rozdzierał nieszczęśnika na kawałki. Tak ludzie żyli w strachu przed kreaturą, aż pojawił się szyper o imieniu Charles. Zacumował swój okręt w przystani na pobliskim jeziorze i między statkiem a brzegiem uformował most z pustych beczek i żelaznych kolców. Po skończonej budowie, Charles umieścił na początku mostu kawałki mięsa i podpalił drewniane beczki. Zapach pieczeni wywabił węża z jaskini. Chcąc dotrzeć do źródła pożywienia, potwór musiał najpierw przejść przez ostre, metalowe kołki. Poranił się przy tym tak bardzo, że niemal zdechł. W międzyczasie statek odpłynął nieco od beczkowego mostu, tworząc szeroką przerwę. Beithir nie miał już na tyle siły, by przeskoczyć na pokład statku, gdzie piekło się smakowite mięsko, i nie mógł wrócić tą samą drogą, którą przyszedł, więc stwór wykrwawił się tam, gdzie stał. Odtąd ludzie mieszkający w sąsiedztwie góry, żyli w spokoju. Nie wiedzieli jednak, że w pieczarze Liath czai się nowe niebezpieczeństwo. Okazało się bowiem, że stwór był samicą! I zostawiła w jaskini szczenię, małą samiczkę, które podrosła i rozmnożyła się w niewiadomy sposób. Gdy jeden z farmerów odkrył to gniazdo beithirów, bez zastanowienia podłożył ogień, mając nadzieję, że w ten sposób zniszczy to diabelstwo. Piski młodych zaalarmowały matkę, niestety znajdowała się wtedy zbyt daleko od pieczary, więc pomimo pośpiechu, jej dzieci spłonęły. Gdy to ujrzała, rozciągnęła się na płaskiej skale i poczęła chłostać się własnym ogonem, aż zmarła.
Czasem Beinn a’ Bhiethir zwane jest też Górą Smoka.

Mongolski Robak Śmierci

Niezwykłe zwierzę, które wyglądem przypomina gigantyczną dżdżownicę zamieszkuje pustynię Gobi. Występuje na najgorętszych terenach, wychodzi jedynie po deszczu na wilgotne podłoże w okresie letnim. Przez okres zimy oraz niskich temperatur zakopuje się w piasku i śpi.

mongolski-robak-smierci

Charakteryzuje go wielka agresja oraz natychmiastowy atak na potencjalnego napastnika poprzez strzelanie jadem lub porażanie prądem elektrycznym z dużych odległości (około 4 metrów).

Ma długość ok. 0,5 metra grubości męskiego ramienia w kolorze ciemnoczerwonym, trudno odróżnić głowę od ogona. Brak widocznych oczu, nozdrzy i otworu gębowego.

Każdego roku odkrywane są nieznane gatunki zwierząt, nawet dużych. Poszukiwania tego jest trudne szczególnie, bo Pustynia Gobi jest bardzo duża. Podania mówią, że robak lubi żyć w ukryciu. Z opisu wynika, że to nieznany gatunek węża. Nauka zna gady, które plują jadem. Rażenie prądem nie jest spotykane u zwierząt niepływających. Elektryczność to wynik ocierania łusek o piasek. Nie powinno to być jednak tak silne by zabić.

Pierwsze wzmianki o tej niezwykłej bestii w języku angielskim pojawiły się w książce profesora Roya Chapmana Andrewsa z 1926 r. zatytułowanej On The Trail Of Ancient Man, jednakże ten amerykański paleontolog (najwyraźniej inspiracja dla postaci Indiany Jonesa) nie był do końca przekonany opowieściami o potworze, które usłyszał na zgromadzeniu mongolskich oficjeli:Nikt z obecnych nigdy nie widział tego stworzenia, ale wszyscy mocno wierzyli w jego istnienie i opisywali go w najdrobniejszych szczegółach. Czy śmiercionośny czerw jest więc tylko mitem, czy może istnieje gdzieś tam realne stworzenie, czekające na odkrycie?

W 2005r., grupa angielskich naukowców i kryptozoologów spędziła miesiąc w niegościnnych ostępach pustyni Gobi, poszukując osławionego stworzenia – i choć rozmawiali z wieloma mieszkającymi tam mongołami i wszyscy opowiadali o robaku zadziwiające historie, nikt nie był w stanie stwierdzić, czy widział go na własne oczy. Mimo to, po czterech tygodniach zespół zebrał wystarczająco dużo dowodów ustnych, by dojść do przekonania, że robak naprawdę istnieje. Przewodniczący zespołu, badacz Richard Freeman, powiedział: „Każdy świadek i każda historia, jaką usłyszeliśmy, opisuje dokładnie to samo: czerwono-brązowego robakowatego węża o długości około 60 centymetrów i grubości około 5 centymetrów, nieposiadającego zauważalnej głowy lub tylnej części ciała”

W połowie 2007 roku na brzegu jednej z plaż Nowej Zelandii lokalna ludność oraz turyści odkryli przerażające, gigantyczne zwłoki różowego potwora. Monstrum przypominało olbrzymiego węża.

Badacze nie byli w stanie stwierdzić, czy bestia jest nieznanym nauce głębinowym potworem albo czy stanowi część większego organizmu. A może to właśnie mongolski robak śmierci?

rozowa-bestia-19615370

 

Pterozaury

alanqa_saharica_390

Pterozaury to gady latające (Pterosauria, z greckiego pteron – skrzydło + sauros – jaszczur).Były pierwszymi aktywnie latającymi kręgowcami i największymi latającymi zwierzętami odkrytymi przez człowieka. Przez 150 milionów lat dominowały w powietrzu i skolonizowały wszystkie kontynenty w wielu formach i rodzajach. Do dzisiaj odkryto ok. 60 rodzajów  i 120 gatunków pterozaurów począwszy od wielkości wróbla do rozpiętości skrzydeł powyżej 12 metrów.

Nie będę rozpisywać się o ich trybie życia, odżywianiu czy rozmnażaniu.

Sądzi się, że wymarły one ok 65 milionów lat temu, ale czy na pewno?

Istnieje wiele współczesnych obserwacji istot, które – sądząc po opisach świadków – przypominają pterozaury. Istnieją również intrygujące malowidła naskalne a nawet fotografie, które sugerują że ten gatunek zadziwiających latających potworów mógł przetrwać wymieranie, jeszcze niedawno szybować po niebiosach południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych i wciąż jeszcze istnieć w niewielkich ilościach w odległych częściach świata.

pterosaur_4_lg

Choć przypuszczalnie nie istnieje żaden twardy dowód na to, że pterozaury nie wyginęły miliony lat temu – nigdy nie schwytano żadnego z nich, nie znaleziono też żadnych ciał – to jednak obserwacje wciąż mają miejsce. Historie o latających gadach znane są od setek lat. Niektórzy uważają, że opowieści o „mitycznych” smokach obecne w folklorze wielu kultur można przypisać obserwacjom pterozaurów. Oto niektóre z bardziej współczesnych doniesień:

Maj 1961 roku, stan Nowy Jork, USA – Biznesmen lecący swoim prywatnym samolotem nad doliną rzeki Hudson twierdził, „natknął się” na duże latające stworzenie, które – wedle jego słów – „wyglądało bardziej jak pterodaktyl wyjęty z czasów prehistorycznych”.

Pierwsza połowa lat sześćdziesiątych, Kalifornia – Para przejeżdżająca przez teren Lasu Państwowego Trinity zgłosiła obserwację sylwetki gigantycznego „ptaka”, który według ich szacunków posiadał skrzydła o rozpiętości 14 stóp. Później opisali go jako podobnego do pterodaktyla.

Choć inne doniesienia o podobnych do pterozaurów zwierzętach pochodzą z Arizony, Meksyku i Krety, to ze środkowej Afryki pochodzą niektóre z najbardziej interesujących anegdot. Podróżując po Zambii w 1923 roku, Frank H. Melland zebrał od tubylców doniesienia o agresywnym latającym gadzie, którego nazywali Kongamato, co oznacza „miażdżącego łodzie”. Rdzenni mieszkańcy, którzy od czasu do czasu byli terroryzowani przez te stworzenia, opisywali je jako istoty bez piór, o gładkiej skórze, z dziobami pełnymi zębów i skrzydłami o rozpiętości od czterech do siedmiu stóp. Gdy Melland pokazał im ilustracje przedstawiające pterozaury, „każdy z tubylców natychmiast i bez wahania wskazywał na jednego z nich i identyfikował go jako Kongamato”.

W 1925 jeden z tubylców został prawdopodobnie zaatakowany przez stworzenie, które nazwał pterozaurem. Zdarzyło się to w okolicy bagna w Rodezji (obecnie Zambia), w miejscu tym mężczyzna otrzymał dużą ranę w klatce piersiowej, która – jak mówił – była spowodowana przez długi dziób potwora.

Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku znany kryptozoolog Roy Mackal poprowadził ekspedycję do Namibii, skąd docierały do niego doniesienia o prehistorycznie wyglądającej kreaturze o rozpiętości skrzydeł dochodzącej do 30 stóp.

Styczeń 1976 roku, Harlingen, Teksas – Jackie Davis (14 lat) i Tracey Lawson (11 lat) doniosły o obserwacji na ziemi „ptaka”, który miał pięć stóp wzrostu, był ciemnego koloru, miał płaską głowę i twarz podobną do goryla, z ostrym dziobem długości sześciu cali. W trakcie późniejszego śledztwa ich rodzice odnaleźli ślady, które posiadały po trzy palce i miały długość ośmiu cali.
Luty 1976 roku, San Antonio w stanie Teksas – troje nauczycieli ze szkoły podstawowej zobaczyło coś, co opisali jako pterodaktyla pikującego w powietrzu nad samochodami w czasie ich przejazdu. Zgodnie z ich słowami, zwierzę miało skrzydła o rozpiętości od 15 do 20 stóp. Jeden z nauczycieli stwierdził, że ślizgało się po powietrzu, używając wielkich, kościstych skrzydeł – przypominających skrzydła nietoperza.

Wrzesień 1982, Los Fresnos w stanie Texas – kierowca karetki o nazwisku James Thompson, jadąc autostradą, zatrzymał się z powodu zauważenia „dużego obiektu podobnego do ptaka” latającego nisko nad okolicą. Opisał go jako czarny, o szorstkiej powierzchni, lecz bez piór. Posiadał skrzydła o rozpiętości od pięciu do sześciu stóp, garb na głowie i bardzo krótką szyję. Po sprawdzeniu z kilkoma książkami w celu zidentyfikowania stworzenia świadek stwierdził, że najbardziej podobne było do pterozaura.

Gdyby pterozaury rzeczywiście wymarły wraz z dinozaurami, a ich szczątków nie odkryto aż do 1784 roku (miało to miejsce w Niemczech), wówczas starożytne malowidła naskalne przedstawiające te stworzenia nie mogłyby w ogóle istnieć. Istnieje jednak piktogram, znajdujący się na klifie niedaleko Thompson w stanie Utah w USA, który przypuszczalnie ukazuje właśnie takie zwierzę.

ptero

Choć wielu ekspertów uważa, że malowidło przedstawia ptaka, to jednak dziób, wyrostek na głowie, skrzydła i nogi bardzo przypominają również pterozaura.

Inna fascynująca opowieść o pterozaurze dosłownie wyłaniającym się z kamienia pochodzi z 1856 roku z Francji. Tam właśnie robotnicy przekopywali się przez wapień z czasów jurajskich, kopiąc tunel dla linii kolejowej między Saint-Dizzier a Nancy. Gdy rozłupano duży blok wapienia, zdumieni robotnicy ujrzeli wychodzące ze środka duże skrzydlate zwierzę. Jak wspominali, zatrzepotało skrzydłami, wydało rechoczący odgłos, po czym padło trupem u ich stóp. Stworzenie miało grubą, czarną, upierzoną skórę, dziób pełen ostrych zębów, stopy z długimi szponami oraz skrzydła przypominające membrany o rozpiętości 10 stóp i 7 cali.

Według relacji, ciało zwierzęcia zostało zabrane do pobliskiego miasteczka Gray, gdzie student paleontologii zidentyfikował je jako pterodaktyla. Jak opisano w artykule w gazecie „Illustrated London News” z 9 lutego 1856 roku, skała w której zwierzę przypuszczalnie było zagrzebane przez miliony lat, zawierała dokładny odcisk jego ciała.

Gazeta „Tombstone Epitaph” w wydaniu z 25 kwietnia 1890 roku opublikowała artykuł o dwóch ranczerach z Arizony, którzy twierdzili, że ścigali konno latającego potwora który „wyglądał jak wielki aligator o niespotykanie wydłużonym ciele i parze ogromnych skrzydeł”. Jak zachodnia tradycja nakazuje, zastrzelili kreaturę. Po zmierzeniu stwierdzili, że potwór miał długość 92 stóp i posiadał skrzydła o rozpiętości 160 stóp oraz pysk pełen ostrych zębów.

Obecnie wielu badaczy nie traktuje tej historii poważnie, jest ona jednak luźno powiązana z historią gromoptaka (Thunderbird), którego przypuszczalnie zestrzelono w 1886 roku w tej samej okolicy, a następnie zabrano do miasteczka celem sfotografowania. Kilku badaczy zjawisk paranormalnych twierdzi, że pamiętają jak widzieli to zdjęcie, nie wiedzą jednak gdzie, zaś sama fotografia od tamtego czasu przepadła jak kamień w wodę.

 

Co jednak ze wszystkimi relacjami naocznych świadków ukazania się pterozaurów? Czy są to tylko błędnie zidentyfikowane ptaki lub nietoperze? A może te prehistoryczne gatunki dotrwały do XX wieku, a nawet wciąż istnieją? (źródło kryptozoologia.pl)

2

thunderbird1

 

Kraken

images

Wzmianki o nim pojawiają się m.in. w islandzkich sagach z XIII wieku czy w napisanym w 1250 roku Konungs skuggsjá – kompendium wiedzy przeznaczonym dla przyszłego króla Norwegii. W późniejszych przekazach kraken jest opisany bardziej szczegółowo, jako potwór, którego ze względu na wielkość można było pomylić z wyspą.

Wygląd przypisywany krakenowi przedstawia go jako gigantyczną ośmiornicę, zdolną zatopić statek wirem powstającym przy zanurzeniu albo chwytającą statek swoimi mackami i wciągającą go w głębinę.W opowieściach tych, powielanych w późniejszych latach np. przez Juliusza Verne’a, może tkwić ziarno prawdy. Co pewien czas udaje się dostrzec, sfilmować lub wyłowić morskie stworzenia o wyjątkowo dużych rozmiarach i rozpiętości ramion sięgającej kilkunastu metrów.

9c1a7348e8a30bd2d137b1579157f83fMityczne potwory morskie z mitologii nordyckiej, zrodzone w zimnych morzach północy, skąd przywędrowały do europejskich legend i opowieści snutych przez żeglarzy.

Ze Skandynawii krakeny wywodzą nie tylko swój rodowód, ale i nazwę. Kraken jest liczbą mnogą od norweskiego słowa krake i w takim znaczeniu używa go Francesco Negri, w roku 1700, pięćdziesiąt dwa lata przed wydaniem Historii Norwegii – pierwszego opisu krakenów, który zawdzięczamy czasom nowożytnym.

Krakeny według Skandynawów z wyglądu przypominały gigantyczną ośmiornicę, a dokładniej miały sobie liczyć półtorej mili długości, z czego same macki dorównywały średniej wielkości statkom. To także z mitologii nordyckiej bierze się przekonanie o wyspach, które w rzeczywistości okazywały się krakenami. Krakeny miały powodować wiry morskie i były postrachem morskich zwierząt, które uciekały przed nimi na powierzchnię. Już u Skandynawów krakeny zatapiały statki, oplatając je swoimi mackami.

Liczne opowieści żeglarskie z osiemnastego i dziewiętnastego wieku wzbogacały te mitologiczne historie o opisy morskich walk z krakenami. Krakeny miały tu zatapiać statki znaną już metodą i osiągać równie niebotyczne rozmiary. Te ostatnie szacowano na co najmniej trzydzieści pięć stóp długości. Opowieści i legendy tamtego czasu uwzględniają oczywiście miejsce występowania tych bestii. Można je było spotkać na Oceanie Spokojnym, Atlantyckim, a także na oceanie Indyjskim.

Autorami opowieści o krakenach byli między innymi kapitan Reynolds, kapitan Jean-Magnus Dens, czy Frank Bullen. Z kolei jeden z nowszych raportów datuje się na 1969 rok i zawdzięczamy go Dennisowi Braunowi i jego towarzyszom.

Obecnie przypuszcza się, że wierzenia legendarne i mityczne mają swoje źródło w znanym nauce stworzeniu – kałamarnicy olbrzymiej. Za pierwszy tego rodzaju dowód można uznać znalezione w 1853 szczątki kałamarnicy, opisane w cztery lata później przez duńskiego przyrodnika Japetusa Steenstrupa. Z racji swoich rozmiarów, dochodzących do osiemnastu metrów, kałamarnica olbrzymia zasłużyła sobie na miano drugiego co do wielkości mięczaka na ziemi. Kałamarnice z wyglądu przypominają ośmiornice. Obie te cechy mogły dać początek takiemu a nie innemu wyobrażeniu krakenów.

369px-KrakenOstatnio sfilmowano Kałamarnicę Olbrzymią o wielkości ponad 3 metry, brakowało jej dwóch macek, gdyby je posiadała mierzyłaby pewnie około 8 metrów https://www.youtube.com/watch?v=qyVQqs2rykg#t=55.

 

 

Mity

W legendach i mitach pojawia się wiele dziwnych stworzeń, w których istnienie mało kto by uwierzył. Niektóre z nich da się naukowo wyjaśnić:

1. Włochaty pstrąg

animals_08

Pstrąg obdarzony sierścią miał być widziany w Wielkich Jeziorach Północnoamerykańskich, a także rzekach płynących przez stany: Montana, Wyoming, Kolorado oraz znaczną część państwa Kanady.

Legendarny powód, dla którego tej ryby wykształciła się sierść, jest następujący: woda w północnych obszarach jest tak chłodna, że adaptacja w postaci sierści pomaga przystosować się do życia w niej. Według innej opowieści wyrośnięcie sierści u ryb to efekt wylania dużej ilości brylantyny do rzeki Arkansas w Kolorado.

Pierwsze wzmianki o występowaniu włochatych pstrągów pochodzą od szkockich osadników, którzy na dzikie obszary Ameryki Północnej zaczęli przybywać w ciągu XVII w. Za nieprawdopodobnie brzmiącymi informacjami może się kryć prawdziwe zjawisko. Ryby mogą być mianowicie atakowane przez grzyby lęgniowce r. Saproglenia, co prowadzi do pokrywania ich skóry włóknami, które z daleka przypominają sierść.

 

2. Lepus temperamentalus – zając z porożem

animals_01Pierwszego rogatego zająca zauważył w 1807 r. John Colter (1774-1813) – jeden z pionierów badań Ameryki Północnej. Zając z porożem miał występować na obszarach dzisiejszego Parku Yellowstone.

Choć zając z rogami wydaje się na pierwszy rzut oka czymś absurdalnym, to jednak legendy o nim mają prawdopodobnie realne podstawy. Zające są atakowane przez tzw. wirus brodawczaka króliczego, który powoduje rozrost nowotworów o różnych kształtach, zazwyczaj w obszarze głowy i szyi.

3. Zabójcze rośliny.

Z legendami o mięsożernych roślinach czy drzewach, które potrafią połknąć całego człowieka, spotkamy się na całym świecie. Chyba najsłynniejszą wersję tego mitu przedstawił w 1881 r. niemiecki podróżnik Carl Liche. Opisał on ofiarę kultu religijnego madagarskiego plemienia Mkodo.

Tajemnicze drzewo, któremu poświęcano nieszczęśnika, przypominało wściekłą ośmiornicę o niespotykanej liczbie macek. Oddziaływanie legendy na ludzką wyobraźnię wzmocniła książka Kraj ludożerczych drzew, którą po swym powrocie z podróży po Madagaskarze opublikował były gubernator stanu Michigan Chase Osborn (1860-1949).

Istnieje wiele tzw. roślin mięsożernych. Większość z nich jako swe pożywienie wykorzystuje ciała mniejszych stworzeń, najczęściej różnych stawonogów (owady, pająki, stonogi) czy żyjących w glebie robaków (najczęściej z typu nicieni). Na Madagaskarze występują dwa gatunki mięsożernych dzbaneczników: dzbanecznik madagaskarski (Nephentes madagascariensis) i N. masoalensis.

4. Węże giganty.

Sachamana to nazwa gigantycznego gada – węża znanego z ludowych opowieści i mitów rdzennych mieszkańców obszaru dzisiejszego południowego Peru. Według niektórych wersji stworzenie ma dwie głowy, macki i wapienną skorupę przypominającą muszlę ślimaków. Wąż bywa przywoływany w pieśniach icaro peruwiańskich szamanów i uzdrowicieli curandero, którzy przygotowują się do obrzędu ayahuasca. Jest to typowy przykład wersji o olbrzymich wężach, które występują w mitologii niemal każdej kultury. Pod względem symbolicznym postać węża/smoka jest pełna różnorodnych znaczeń.

Mity o olbrzymich wężach z pewnością nie powstały same z siebie. Węże występują w dużej części zamieszkałych regionów świata. Do stworzenia potwora wystarczy powiększenie w fantazji zwykłego węża. Obszar, na którym miałaby żyć sachamana, jest dobrze zbadany pod względem herpetologicznym.

Największym wężem, którego występowanie dobrze udokumentowano, jest tutaj anakonda zielona, której oficjalny rekordowy okaz mierzył 8,45 m (większość anakond jest jednak znacznie mniejsza). Wprawdzie w niektórych mediach pojawiają się co jakiś czas informacje o pojawieniu się sachamany, nie potwierdzają tego jednak poważne środki masowego przekazu ani literatura naukowa.

Aż trudno w to uwierzyć, ale bardzo długo nie wierzono w istnienie goryli. Co prawda niektórzy naukowcy powracający z dżungli w Afryce mówili o ogromnych potworach, które wyglądają jak ludzie, ale historie te dla ówczesnych ludzi brzmiały zbyt sensacyjnie. Pierwsze wzmianki o gorylach znane są z 5 wieku przed Chrystusem. Już w 1625 roku goryle zostały opisane przez brytyjskiego naukowca. Dopiero w 1847 roku podróżnik Thomas Savage pozyskał ogromną czaszkę jak sam donosił „mitycznego goryla”. Jednak w to, że goryle istnieją powszechnie nie wierzono jeszcze do początków XX wieku. Dotyczyło to szczególnie istnienia dużego goryla górskiego.

Podobnie wygląda historia z Pandą olbrzymią. Długo sądzono, że są to jakieś nieudane niedźwiedzie. Dopiero w 1869 roku Armand David odnalazł skórę pandy w Europie, ale aby ten kontynent dowiedział się o istnieniu takiego gatunku potrzeba było następnych 47 lat. Ostatecznie dopiero w 1916 roku niemiecki zoolog Hugo Veygold kupił niedźwiedzia i przewiózł go do Europy. Od tego czasu wszyscy kochają pandy.

 

Dobrym przykładem całkiem realnego kryptozwierzęcia jest Kraken. Gigantyczne kałamarnice od zawsze uważano za mit towarzyszący żegludze. Ludzie, którzy widzieli te zwierzęta woleli milczeć, aby nie zostać wyśmiani. Pogłoski o Krakenie jednak nigdy nie ustały i trwały nieprzerwanie od średniowiecza. To aż nadto istotne poszlaki, aby jednak się nad tym zastanowić. Pierwsze zdjęcie kałamarnicy olbrzymiej naukowcom udało się zrobić dopiero w 2004 roku.

Znalazło się wtedy na czołówkach wszystkich gazet, oto uzyskano dowód, że kryptozwierze w postaci wielkiej ośmiornicy rzeczywiście istniało. Dotychczas zidentyfikowane osobniki tego gatunku byłyby jednak w stanie zagrozić jedynie małym jednostkom pływającym. Nie ma jeszcze dowodów na istnienie wielkich kałamarnic zdolnych do pochwycenia wieloryba czy też zatopienia statku, jeszcze.

 

Podobny mityczny status uzyskały pytony. Wielu badaczy sugeruje, że historie o smokach to tak naprawdę opowieści o dokonaniach olbrzymich pytonów, Niektórzy kronikarze jak na przykład Izydor z Sewilli już w 7 wieku naszej ery opisywali smoka, jako wielkiego węża, który jest w stanie zadusić nawet słonia. Może jest w tych słowach trochę przesady, ale gdy czyta się dalej, że największe smoki istnieją w Etiopii i w Indiach to może się okazać, że faktycznie chodzi o wielkie pytony.

 

Gdy jesteśmy przy „smokach” nie sposób nie wspomnieć warana z Komodo, który również długo rozpalał wyobraźnię. Już od czasu gdy zwierzęta zobaczyli pierwsi żeglarze chodziły pogłoski o tajemniczej wyspie pełnej smoków. Nic dziwnego, że próbowano tam dotrzeć, aby zweryfikować te historię. Efektem tych wizyt były doniesienia o gruntach pełnych dziwnych prehistorycznych krokodyli. Dopiero w 1910 roku ostatecznie zweryfikowano te doniesienia, gdy jeden z holenderskich wojskowych po prostu schwytał dziwnego zwierzaka. Dopiero wtedy okazało się, że gigantyczne jaszczurki istnieją w rzeczywistości a nie są tylko wytworem wyobraźni.

creatura5

Jaki z tych historii morał? Potrzeba więcej pokory względem natury, bo umie zaskoczyć w taki sposób, o którym nie śniło się filozofom.