Smoki z Rabki

Tak zwane „Smoki z Rabki“ to kryptydy dość „stare“ – ostatni egzemplarz widziano w 1897 roku. Do tego czasu pozmieniały się nawet nazwy administracyjne wsi/rejonów, na których występowały (ówczesna Rabka to dziś Rabka-Zdrój). Informacje o owych jaszczurach pochodzą z książki Arnošta Vašíčka („Planeta záhad“ [Planeta tajemnic], Tom 1, I. Potwory z mroku antyku, rozdział „Za dużo dowodów“ (str. 28 i 29) –  Baronet, Prague, 1998, ISBN 80-7214-157-0).  Arnošt Vašíček był czeskim podróżnikiem, który zwiedził ponad 80 krajów podczas swoich badań, poszukując m.in. Minhocão(południowoamerykański 25-metrowy robak).

Smoki z Rabki były jaszczurowatymi stworzeniami wielkości człowieka poruszającymi się na dwóch nogach (bez ogródek – w domyśle bipedalny dinozaur). Występowały na terenie Gorców (Beskidy Zachodnie), gdzie zamieszkiwały zalesione podnóża gór i tamtejsze jaskinie. Stanowiły nielichy problem dla pasterzy, gdyż zwykły atakować stada owiec i bydło, a byle psa się nie ulękły. Ba! Zabijały nawet wilki! Jeden z rabczańskich księży zdobył w ten sposób futro potężnego samca alfa i jego partnerki, którzy nie chcieli oddać swojej upolowanej owcy jaszczurzemu wrogowi, co skończyło się dla nich rozerwanym gardłem. Przypadek zaatakowania człowieka przez te zwierzęta był tylko jeden. Jak nietrudno się domyślić, był nim pasterz, który nie chciał bez walki oddać swoich owiec. No i przegrał.

Informacje o smokach z Rabki gromadził głównie tamtejszy badacz –Mieczysław Wojcieszyn – pod koniec lat 20 XX wieku. Niektórzy świadkowie próbowali nawet narysować te stworzenia. Byli to tylko prości górale nie czytający nawet gazet, a tym bardziej bez żadnej wiedzy paleontologicznej, a jednak ich rysunki ewidentnie przedstawiały to, co dziś określamy mianem mięsożernych dinozaurów (niestety rysunków nie posiadamy z przeczyny dość smutnej, a mianowicie braku skanów książki Arnošta Vašíčka).

Załóżmy więc, że owe stworzenia faktycznie były dinozaurami, które przetrwały do naszych czasów. Jakim cudem? – zapytacie. Najpopularniejsza teoria mówi o specyficznym mikroklimacie tamtejszych terenów, który pozwolił im przetrwać. W zimie rabczańskie smoki nie atakowały ani nie znajdowano ich śladów, co sugeruje, że zapadały w stan hibernacji, podobnie jak wiele innych zwierząt.

Niestety, nawet zakładając, że ta teoria jest faktem, z impetem pędzącego teropoda atakują nas kolejne ‚przeciwności losu’. A mianowicie faktycznie miejsce występowania dinozaurów w Polsce. Najczęściej wspominanymi w książkach są tereny województwa Świętokrzyskiego – Stąporków i Mniów. Znajdowano tam tropy Grallator (Eubrontes) soltykovensis i Grallator  (Grallator) tenuis, Anomoepus pienkovskii, Moyenisauropus karaszevskii i Wintonopusy. Co prawda dinozaury te  w większości pokrywają się z opisem smoków z rabki (a wymieniłem tu tylko kilka gatunków, których tropy znajdowano w tych okolicach), jednak różnica odległości pomiędzy Górami Świętokrzyskimi a Gorcami jest znaczna. Podobnie jak przedział czasowy okresu jurajskiego do czasów obecnych…  (źródło kryptozoologia.pl)

grallator

Ahool.Nietoperz gigant

Nietoperze to ssaki latające prowadzące głównie nocny tryb życia. Typowe nietoperze posiadają wydatne uszy, ponieważ słuch jest ich podstawowym zmysłem przy orientacji w przestrzeni i zdobywaniu pokarmu (echolokacja). Europejskie gatunki osiągają prędkość 52-55 km/godz. Nietoperz Lasiurus cinereusosiąga prędkość 96 km/godz. Większość nietoperzy lata jednak wolniej, za to ich zwrotność trudno porównać z jakimkolwiek ptakiem. Dwie zdolności nietoperzy zwiększają ich zwrotność. Jedna to zmiana kształtu skrzydeł: zwiększanie wypukłości powoduje zwiększenie nośności, a więc zmniejszenie prędkości i większą zwrotność. Druga zdolność to naprzemienne uderzanie skrzydłami, czego ptaki nie potrafią.

Zima jest krytycznym okresem w życiu nietoperzy, gdyż owady będące ich pożywieniem są przez tych kilka miesięcy nieaktywne. By przetrwać do wiosny mimo braku pokarmu, nietoperze zapadają w stan hibernacji. Dzięki obniżeniu temperatury ciała o ponad 30 °C i znacznemu spowolnieniu czynności życiowych, mogą przeżyć, korzystając jedynie z podskórnych zapasów tłuszczu. Aby je zgromadzić, już od wczesnej jesieni bardzo intensywnie żerują. Zimowymi schronieniami nietoperzy są najczęściej różnego rodzaju podziemia, jak : jaskinie, sztolnie, piwnice, a nawet studnie czy szczeliny w budynkach. Niektóre gatunki hibernują w dziuplach, a kilka migruje w celu znalezienia dogodnych zimowisk w cieplejsze rejony Europy, pokonując dystanse przekraczające niekiedy 2000 km.

Większość gatunków nietoperzy żywi się owadami, ale są również gatunki mięsożerne, roślinożerne i owocożerne. Trzy gatunki z Ameryki Południowej odżywiają się krwią ptaków i ssaków, przez co nietoperze zyskały tak złą sławę.

W 2014 roku w sieci ukazał się filmik, na którym widać imponujących rozmiarów stworzenie przypominające nietoperza. W przeszłości podobne okazy łapano w Amazonii.

Warto jednak zaznaczyć, że ostatnio jest bardzo wiele przypadków obserwacji niezwykłych istot latających. Niektórzy próbują do tego dobudowywać rozmaite, czasami niesamowite teorie. Padają sugestie, że są to demony lub upadłe anioły. Możliwe też, że mamy do czynienia z nieznanym wcześniej gatunkiem nietoperza z objawami gigantyzmu.

human-sized-creature-Bat

Naukowcy donieśli ostatnio, że odradza się populacja wielkich nietoperzy (1,5-1,7 m) na tanzańskiej wyspie Pemba, ale na Filipinach obserwowano jeszcze większe okazy. Jak dotąd żadnego nie udało się schwytać, istnieją jedynie zdjęcia i nagrania z kamer.

Nie wiadomo czym żywi się nietoperz gigant, ale jeśli krwią to jest w stanie zabić człowieka.

W 1870 roku, profesor Marsh przewodził wyprawie badawczej w rejon Badlands, Złych Ziem, leżący na południowym zachodzie terytorium Dakoty. Jak zapewne państwo się orientują, tereny te już na początku lat czterdziestych naszego stulecia stały się prawdziwą mekką dla paleontologów z całego świata. Znajdowane tam skamieliny, pod względem ilości oraz doskonałego stanu w jakim się zachowały, nie mają sobie równych.
Podczas tej właśnie ekspedycji, krótko po wkroczeniu ekipy poszukiwawczej na teren Złych Ziem, naukowcy natknęli się na grupę osadników pochodzących najprawdopodobniej ze środkowej Europy. Ludzie ci wykazywali wielkie wzburzenie a wręcz przerażenie, które, jak się później okazało, było spowodowane tajemniczym nocnym atakiem na ich konwój. Mimo wyraźnego braku znajomości języka wśród emigrantów, profesor Marsh zdołał zrozumieć, iż ową napaść przypisują jakimś nieziemskim stworom lub demonom. Często i wyraźnie powtarzali słowo „wampir” będą „wampiry”. Sądząc, iż ci prości ludzie padli po prostu ofiarą bandytów lub, co bardziej prawdopodobne – Indian, profesor Marsh pożegnać tę rozhisteryzowaną grupę i poprowadzić swoją ekipę badawczą dalej, w głąb Złych Ziem.

Po kolejnych trzech dniach poszukiwań odpowiedniego stanowiska, profesor wybrał w końcu miejsce na założenie obozu. O zajściu sprzed kilku dni wszyscy zdążyli już zapomnieć. Teraz najważniejsze znów stało sie poszukiwanie skamielin. Jednak już pierwszej nocy powrócił temat „nocnych potworów”. Jeden z członków wyprawy, późnym wieczorem oddalił się nieco od obozu i przepadł bez śladu. Poranne poszukiwania wokół obozu nie przyniosły żadnych rezultatów. Wynajęci przewodnicy, mimo iż wywodzili się spośród ludzi pogranicza, nie potrafili odnaleźć żadnych śladów wskazujących na to, co mogło stać się z ich towarzyszem. Po całym dniu poszukiwań uznano, iż za wszystkim stoją wrodzy „czerwonoskórzy”, którzy z pewnością przebywali w okolicy. Wzmocniono więc straże i zwiększono czujność podczas prowadzenia prac wykopaliskowych.
Zaginionego członka wyprawy odnaleziono nazajutrz, podczas przenoszenia stanowiska kopaczy. Po oględzinach ciała, jeden z członków ekipy profesora Marsha – z wykształcenia doktor medycyny, stwierdził, iż człowiek ten zmarł najwyraźniej na skutek upadku ze znacznej wysokości. Nie były to jednak jedyne spośród zaobserwowanych obrażeń. W swoim dzienniku podróżnym, profesor Marsh zapisał, iż „na ciele denata widniało wiele śladów łapczywej konsumpcji”. O ile ślady po ugryzieniach łatwo było wytłumaczyć obecnością drapieżników i padlinożerców, o tyle sprawa śmierci spowodowanej upadkiem wywołała niemałe zdziwienie. Wszak, jak pisze profesor – „w promieniu przynajmniej mili, nie zauważono wzniesienia, z którego upadek mógłby okazać się śmiertelny w skutkach”.

Wielce zaintrygowany tymi faktami, profesor Marsh postanowił wraz z kilkoma ludźmi zbadać dokładniej okolicę ich obozu. Jako pretekstu użył poszukiwań nowego miejsca do prowadzenia wykopalisk. Po kilku godzinach przeczesywania pobliskiego terenu grupa „zwiadowcza” natrafiła na niewielki masyw skalny, w którym natura wydrążyła całą sieć jaskiń. Z powodu niedostatków sprzętu i, jak się okazało, sporej głębokości podziemnych korytarzy, musieli się jednak wycofać z prowadzenia dalszych poszukiwań. Nie bez znaczenia był też szybko zapadający zmierzch. Mimo to zdołano ustalił, iż jaskinie te są zamieszkiwane przez jakieś zwierzęta. ślady resztek pożywienia i odchodów, a także dobiegające co jakiś czas z głębi tuneli odgłosy, nasunęły profesorowi podejrzenia, iż ma do czynienia z nieopisanym dotąd gatunkiem olbrzymiego nietoperza. Tezę tę zdaje się potwierdzać również fakt, iż po opuszczeniu podziemnych korytarzy, mimo wciąż gęstniejących ciemności, grupa badaczy dostrzegła ogromnych rozmiarów ciemne sylwetki, które na niesamowitej rozpiętości skrzydłach bezgłośnie opuszczały owe tajemnicze jaskinie.
Następnego dnia, profesor Marsh zarządził zwinięcie obozu i powrót do domu. Wtedy już, jak pisze, zdecydowany był na rozpoczęcie przygotowań do powrotu na teren Złych Ziem i podjęcie kolejnej wyprawy, której celem jednak nie mały być kości dinozaurów, ale odkrycie nowego, nikomu dotąd nie znanego gatunku. Niestety późniejsze wydarzenia pokrzyżowały jego plany, zamykając do dzisiaj dostęp na te tereny.

Relacja z wyprawy profesora Marsha, wzbogacona wykonanymi przez niego szkicami owych tajemniczych istot, wzbudziła spore poruszenie wśród kryptozoologów. Wysnuto już co najmniej kilka hipotez co do pochodzenia i zachowań nowej kryptydy. Przeważa jednak opinia, iż profesor Marsh słusznie zaklasyfikował ten nieznany gatunek do rodziny nietoperzy. Podejrzewamy również, iż częste ataki na człowieka są efektem wynikającym z miejsca występowania kryptydy. Złe Ziemie to tereny jałowe, na których dzika zwierzyna występuje w niewielkich ilościach, zaś brak jakichkolwiek osad ludzkich i bliskość terenów zajętych przez Indian wyklucza przebywanie w tym rejonie jakichkolwiek zwierząt hodowlanych. Ten chroniczny brak pożywienia zapewne zmusza Nietoperze olbrzymie do atakowania ludzi, którzy pojawiają się na ich terytorium. (zaczerpnięto z bestiariusz.pl)

Kryptozoolodzy z całego świata opisywali jeszcze jedną kryptydę nietoperzopodobną o nazwie Ahool.

Ahool_illustration_by_nookin-d5g8kj4

Nazwa zwierzęcia wzięła się od charakterystycznych, wydawanych przezeń długich odgłosów. Według opisów, ahool posiada głowę podobną do małpiej, duże ciemne oczy i potężne pazury, osadzone na dużych przedramionach. Ciało ahoola pokryte jest szarawym futrem. Najbardziej intrygującym elementem ciała ahoola są jego skrzydła, osiągające rozpiętość do ok 3 metrów – jest to prawie dwa razy więcej, niż wynosi rozpiętość skrzydeł nietoperzy, o których pisałam wcześniej, zwanych popularnie „latającymi lisami”. Ahoola można spotkać w lesie, jednak większość czasu spędza w grotach i jaskiniach ukrytych za kaskadami wodospadów. Zwierzę poluje na ryby, przelatując tuż nad powierzchnią wody.

Jak podają badacze Loren Coleman i Jerome Clark, pierwsza relacja o ahoolu, pochodząca z 1927 roku, została sporządzona przez doktora Ernesta Bartelsa podczas badań prowadzonych na górze Salak na Jawie. Bartels, przebywając nad rzeką Tjidjenkol, usłyszał kilkakrotnie charakterystyczne odgłosy wydawane przez ahoola.

Kryptozoolog Ivan Sanderson spekulował, że ahool może być krewnym widywanego w Afryce kongamato. Inni badacze sugerują, że może on być żywym pterozaurem. Obecnie wiadomo, że skrzydła większości latających pterozaurów mogły być pokryte puchem, który zapobiegał utracie ciepła – posiadanie lub nie tego puchu zależało od metabolizmu pterozaurów zamieszkujących różne rejony świata. Najbardziej prawdopodobna wydaje się jednak teoria, według której ahool jest przedstawicielem jednego ze znanych nauce gatunków sowy.

 

 

Gargulce

Jeszcze w 2010 r. serwisy kryptozoologiczne opublikowały raport Lucy Guzman na temat ataków dziwnego stworzenia na południowo-zachodnim obszarze Portoryko.

Opisywany przez świadków tajemniczy drapieżnik nękający ostatnio Portorykańczyków ma być legendarnym gargulcem. Dotychczas przekazy o gargulcach znane były głównie z Europy, tak jak i wizerunki tych istot, które wyciosane w kamieniu umieszczano w średniowieczu jako ornamenty na kościołach.

Wg informacji zebranych przez Guzman, duża skrzydlata istota przypominająca nietoperza zaatakowała w rejonie Guanica wiele zwierząt, a nawet człowieka. Południowoamerykańska kryptozoolożka zwraca uwagę na duże podobieństwo nowego na tym obszarze drapieżcy do słynnego chupacabrasa, wywodzącego się właśnie z Portoryko.

 

Ataki gargulców z Guanica przypominają te przypisywane chupacabrasom, ponieważ dochodzi do nich pod osłoną nocy, a ofiary pozbawiane są krwi. Wg części badaczy zajścia z Guanica, to sprawki właśnie chupacabrasów, inni jednak uważają, że chodzi o całkiem inne złowrogie stworzenia. To gargulce, które mają legowisko w Barrio Ensenada, gdzie wśród ruin i tuneli Guanica Sugar Mill odkryto już wiele szkieletów ofiar gargulca.

Podobno gargulce widywane są w rejonie Guanica od wielu lat, jednak świadkowie nie składali dotąd formalnych skarg na policji obawiając się, zostaną uznani za psychicznie chorych. Jak podaje Lucy Guzman, tylko jeden policjant zdecydował się oficjalnie z nią na temat gargulców porozmawiać i udzielił zgody na ujawnienie jego nazwiska.

Najbardziej dramatyczne zajście z udziałem gargulca dotyczyło ataku na człowieka, do czego podobno doszło w połowie lat 90. XX-go wieku. Poszkodowany, opisany w raporcie policyjnym, jako Valdo z Zalewu Guanica, został ranny w brzuch i plecy.

Wg raportu, rany wyglądały, jakby spowodowały je pazury dużego zwierzęcia. Sama ofiara ataku zeznała, że jakieś wielkie skrzydlate zwierzę zaskoczyło ją na podwórku, gdy nocą wyszła z domu.

– Nie wiem, czy ten drapieżnik, to akurat gargulec – stwierdza Miguel Negron, policjant z Guanica. – Wiem jednak, że to stworzenie istnieje. W czerwcu tego roku, podczas nocnego patrolu, który prowadziłem z drugim funkcjonariuszem, przejeżdżaliśmy w pobliżu opuszczonej fabryki w Guanica Sugar Mill. Wówczas usłyszeliśmy bicie potężnych skrzydeł i coś dużego przeleciało nad zabudowaniami.

Mieszkańcy okolic Guanica nie są pewni, z jakim stworzeniem mają do czynienia. Niektórzy opisują gargulce jako wielkie nietoperze albo ptaki. Podkreślają jednak, że obecność takiej istoty zdradza nieprzyjemna woń zgnilizny i siarkowodoru. Ludzie ci są za to pewni, że tajemniczy drapieżnik żywi się domowymi zwierzętami – psami, kotami i końmi. Wysysa z nich krew i pozostawia wyschnięte truchła.

 

czarnookie dzieci

O czarnookich dzieciach słyszy się od wielu wieków, przychodzą do nas w koszmarach i na jawie.

Wiele historii mówi o ich istnieniu. Jedną z nich jest opowieść z Cannock Chase, w angielskim hrabstwie Staffordshire, która wydarzyła się w roku 1964 : dziewięcioletnia Julia Taylor uwierzyła nieznajomemu mężczyźnie twierdzącemu, że jest przyjacielem jej matki i wsiadła z nim do samochodu. Napastnik zgwałcił ją i dusił, a potem porzucił na pewną śmierć. Dziewczynce cudem udało się przeżyć. We wrześniu 1965 roku w Aston zaginęła idąca do szkoły sześcioletnia Margaret Reynolds. 30 grudnia podobny los spotkał idącą do babci pięciolatkę Diane Tift. Ciała obu dziewczynek odnaleziono w styczniu 1966 roku. Zostały one zgwałcone i uduszone, a następnie ukryte w lesie pod ściółką. W okolicy wybuchła panika.

19 sierpnia 1967 roku porwana została siedmioletnia Christine Darby, która bawiła się pod swoim domem w Caldmore w mieście Walsall. Świadkowie opowiadali, że sprawcą jest mężczyzna jeżdżący szarym samochodem Austin. Trzy dni później jej ciało odnaleziono w tym samym miejscu, gdzie leżały wcześniej Margaret Reynolds i Diane Tift. Ją również zgwałcono i uduszono.

W listopadzie 1968 roku, po nieudanej próbie porwania dziesięcioletniej Margaret Aulton, policja aresztowała Raymonda Morrisa. Morris został oskarżony o zabójstwo Christine Darby, molestowanie siostrzenicy oraz próbę uprowadzenia Margaret Aulton. Nie udało się udowodnić mu pozostałych zabójstw, ale został uznany winny popełnienia morderstwa i skazany na dożywocie.

Dziesięć lat po odnalezieniu ciał dziewczynek mieszkańcy terenów położonych w pobliżu lasów Cannock Chase zaczęli mówić o tajemniczej dziewczynce pojawiającej się w miejscu ukrycia ciał. Pierwsze opowieści o spotkaniu z tą zjawą datowane są na 1980 rok. Według pogłosek miała ona dziwne, czarne, pozbawione białek oczy. Cechowała ją wyjątkowa bladość, a jej ruchy były bardzo powolne. Niektórzy świadkowie mówili, że otwierała usta do krzyku, ale nie rozlegał się żaden dźwięk. Czasem zasłaniała też oczy rękami.

Szybko okazało się, że nie jest ona w lesie sama. Zaczęły ujawniać się kolejne dziewczynki. Wszystkie zachowywały się podobnie, z tą jednak różnicą, że krzyk niektórych z nich można było usłyszeć. Czasem płakały i błagały o pomoc. Świadkowie opowiadali, że kiedy udało się podejść do takiego dziecka i zapytać, czy wszystko w porządku, ono nagle znikało lub rzucało się do ucieczki. Ciekawostką jest, że pojawiały się one tylko w ciągu dnia, nigdy nie widziano ich nocą. Udało się nawet uwiecznić je na zdjęciach. Zorganizowano przeszukanie lasów, ale nie natrafiono na żaden ślad.

Tajemnicze zjawy widywano przez kilka lat, a potem nagle zniknęły. Przez 30 lat nikt ich nie widział. I tak było do 11 marca 2014, kiedy w więzieniu zmarł 84-letni już morderca Raymond Morris. Niedługo po jego śmierci pojawiły się pierwsze doniesienia, że w okolicach lasów w Cannock Chase znów spotkać można czarnookie dziewczynki. Dzieci miały pojawiać się już od około roku. Sprawą zajął się badacz zjawisk paranormalnych i dziennikarz – Lee Birckley. Temat był mu o tyle bliski, że jedną z osób, która w latach osiemdziesiątych widziała dziwne dziecko była jego ciotka.

W lecie 1982 roku, ciotka Birckley’a gdy miała 18 lat, razem z przyjaciółmi spotykała się wieczorami w okolicach Cannock Chase. Pewnego wieczoru, usłyszała rozpaczliwy krzyk dziewczynki. Zlokalizowała skąd dochodzi dźwięk i udała się w tamtym kierunku. Gdy biegła potknęła się, gdy się podnosiła zobaczyła dziewczynkę w wieku około 6 lat biegnącą w przeciwnym kierunku. Kiedy ją złapała dziewczynka odwróciła się i spojrzała w jej oczy. Z wrażenia kobieta puściła ją, a dziewczynka uciekła do lasu. Jej oczy były całkowicie czarne, bez śladu bieli.  Po tym wydarzeniu ciotka zawiadomiła policję, która rozpoczęła poszukiwania ale bez rezultatu. W tym czasie nikt nie miał powodu sądzić, że to może być jakieś paranormalne zjawisko.

Pojawiło się wiele teorii dotyczących zjaw, które nazywane są Czarnookimi Dziećmi. Niektóre z nich zakładają, że są to duchy ofiar Raymonda Morrisa. Hipotezę tę potwierdzać może fakt, że dziewczynki widywane są w miejscu, w którym morderca porzucał swoje ofiary. Prawdopodobnie to właśnie w lasach Cannock Chase miały miejsce gwałty i morderstwa.

Inne teorie głoszą, że Czarnookie Dzieci nie są związane z wydarzeniami, które miały miejsce w angielskich lasach i widywane były w różnych miejscach na ziemi. Według niektórych legend dzieci pojawiają się na terenach leśnych, ale zdarzało się, że przychodziły do dzielnic podmiejskich i pukały do drzwi, cicho prosząc o to, żeby je wpuścić. Kiedy zdumieni gospodarze zapraszali je do domu, one znikały. Istnieją również doniesienia, że dziwne dziecko potrafi pojawić się niespodziewanie na tylnym siedzeniu samochodu.

Niektórzy badacze twierdzą, że Czarnookie Dzieci mogą być wampirami, istotami pozaziemskimi, demonami czy duchami. Jedyne, co wyróżnia zjawy z Cannock Chase to fakt, że pojawiają się tylko w ciągu dnia. Pozostałe dzieci widywano głównie nocą (zaczerpnięto z strefatajemnic.onet.pl).

Czarnookie dzieci z innych historii to ta z roku 1998, kiedy to dziennikarz Brian Bethel opowiedział na internetowej grupie dyskusyjnej o spotkaniu z dwójką niezwykle pewnych siebie dzieci, które starały się namówić go na podwiezienie ich jego samochodem. Bethel napisał w swojej wiadomości na grupie dyskusyjnej, że już miał otworzyć drzwi samochodu aby wpuścić dzieci, chociaż wyczuwał od nich dziwną aurę przyprawiającą go o dreszcze, gdy zauważył, że oczy tych dzieci były zupełnie czarne.. Bethel twierdzi, że gdy ten fakt do niego dotarł, dzieci stały się agresywne i zaczęły nalegać, aby wpuścił je do samochodu. To spowodowało, iż Bethel szybko odjechał z miejsca zdarzenia. Przygoda Bethel’a zwraca uwagę na fakt, że dzieci te posługiwały się subtelną metodą kontroli umysłu. Po pojawieniu się tej wiadomości na grupie dyskusyjnej pojawiły się kolejne doniesienia dotyczące podobnych doświadczeń z innych części USA. Te doniesienia są podobne w swojej treści do tych przedstawionych przez Bethel’a: składają się na nie prośby dzieci o wpuszczenie ich do domu czy pojazdu ofiary. Mity mówiące o czarnookich dzieciach na ogół nie wyjaśniają skąd bierze się taki, a nie inny kolor oczu u tych dzieci, tak jak nie wyjaśniają pochodzenia tychże dzieci. Niektórzy sugerują,że mamy do czynienia z wampirami. Opowieści osób, które miały do czynienia z tymi dziećmi  często podkreślają fakt, że dzieci muszą dostać pozwolenie na wejście do domu lub samochodu ofiary, a taka cecha charakteryzuje także niektóre legendy na temat wampirów. Po za tym swym wzrokiem hipnotyzują człowieka na tyle, że mógłby zgodzić się na wszystko. Ludzie, którzy mieli styczność z Czarnookimi Dziećmi mówią, że wyczuwały drapieżną aurę oraz podświadomie ogromny, niemal paranoiczny lęk. Ponadto historie te często kończyły się śmiercią ofiary.

Być może to duchy młodych ludzi którzy zginęli w tych miejscach, w których się pojawiają. Według jednego z demonicznych blogów czarnookie dzieci, to demoniczne dzieci które są jednymi z najbardziej niebezpiecznych duchów. Na blogu pada stwierdzenie, że są najczystszą formą zła i mogą być bardzo szkodliwe dla ludzi, a przybierając formę dziecka wzbudzają na pierwszy rzut oka zaufanie i chęć pomocy, tylko oczy zdradzają ich prawdziwą naturę….

b4ad1458e07281c92d0cd59ba81e4035

 

 

Mity

W legendach i mitach pojawia się wiele dziwnych stworzeń, w których istnienie mało kto by uwierzył. Niektóre z nich da się naukowo wyjaśnić:

1. Włochaty pstrąg

animals_08

Pstrąg obdarzony sierścią miał być widziany w Wielkich Jeziorach Północnoamerykańskich, a także rzekach płynących przez stany: Montana, Wyoming, Kolorado oraz znaczną część państwa Kanady.

Legendarny powód, dla którego tej ryby wykształciła się sierść, jest następujący: woda w północnych obszarach jest tak chłodna, że adaptacja w postaci sierści pomaga przystosować się do życia w niej. Według innej opowieści wyrośnięcie sierści u ryb to efekt wylania dużej ilości brylantyny do rzeki Arkansas w Kolorado.

Pierwsze wzmianki o występowaniu włochatych pstrągów pochodzą od szkockich osadników, którzy na dzikie obszary Ameryki Północnej zaczęli przybywać w ciągu XVII w. Za nieprawdopodobnie brzmiącymi informacjami może się kryć prawdziwe zjawisko. Ryby mogą być mianowicie atakowane przez grzyby lęgniowce r. Saproglenia, co prowadzi do pokrywania ich skóry włóknami, które z daleka przypominają sierść.

 

2. Lepus temperamentalus – zając z porożem

animals_01Pierwszego rogatego zająca zauważył w 1807 r. John Colter (1774-1813) – jeden z pionierów badań Ameryki Północnej. Zając z porożem miał występować na obszarach dzisiejszego Parku Yellowstone.

Choć zając z rogami wydaje się na pierwszy rzut oka czymś absurdalnym, to jednak legendy o nim mają prawdopodobnie realne podstawy. Zające są atakowane przez tzw. wirus brodawczaka króliczego, który powoduje rozrost nowotworów o różnych kształtach, zazwyczaj w obszarze głowy i szyi.

3. Zabójcze rośliny.

Z legendami o mięsożernych roślinach czy drzewach, które potrafią połknąć całego człowieka, spotkamy się na całym świecie. Chyba najsłynniejszą wersję tego mitu przedstawił w 1881 r. niemiecki podróżnik Carl Liche. Opisał on ofiarę kultu religijnego madagarskiego plemienia Mkodo.

Tajemnicze drzewo, któremu poświęcano nieszczęśnika, przypominało wściekłą ośmiornicę o niespotykanej liczbie macek. Oddziaływanie legendy na ludzką wyobraźnię wzmocniła książka Kraj ludożerczych drzew, którą po swym powrocie z podróży po Madagaskarze opublikował były gubernator stanu Michigan Chase Osborn (1860-1949).

Istnieje wiele tzw. roślin mięsożernych. Większość z nich jako swe pożywienie wykorzystuje ciała mniejszych stworzeń, najczęściej różnych stawonogów (owady, pająki, stonogi) czy żyjących w glebie robaków (najczęściej z typu nicieni). Na Madagaskarze występują dwa gatunki mięsożernych dzbaneczników: dzbanecznik madagaskarski (Nephentes madagascariensis) i N. masoalensis.

4. Węże giganty.

Sachamana to nazwa gigantycznego gada – węża znanego z ludowych opowieści i mitów rdzennych mieszkańców obszaru dzisiejszego południowego Peru. Według niektórych wersji stworzenie ma dwie głowy, macki i wapienną skorupę przypominającą muszlę ślimaków. Wąż bywa przywoływany w pieśniach icaro peruwiańskich szamanów i uzdrowicieli curandero, którzy przygotowują się do obrzędu ayahuasca. Jest to typowy przykład wersji o olbrzymich wężach, które występują w mitologii niemal każdej kultury. Pod względem symbolicznym postać węża/smoka jest pełna różnorodnych znaczeń.

Mity o olbrzymich wężach z pewnością nie powstały same z siebie. Węże występują w dużej części zamieszkałych regionów świata. Do stworzenia potwora wystarczy powiększenie w fantazji zwykłego węża. Obszar, na którym miałaby żyć sachamana, jest dobrze zbadany pod względem herpetologicznym.

Największym wężem, którego występowanie dobrze udokumentowano, jest tutaj anakonda zielona, której oficjalny rekordowy okaz mierzył 8,45 m (większość anakond jest jednak znacznie mniejsza). Wprawdzie w niektórych mediach pojawiają się co jakiś czas informacje o pojawieniu się sachamany, nie potwierdzają tego jednak poważne środki masowego przekazu ani literatura naukowa.

Aż trudno w to uwierzyć, ale bardzo długo nie wierzono w istnienie goryli. Co prawda niektórzy naukowcy powracający z dżungli w Afryce mówili o ogromnych potworach, które wyglądają jak ludzie, ale historie te dla ówczesnych ludzi brzmiały zbyt sensacyjnie. Pierwsze wzmianki o gorylach znane są z 5 wieku przed Chrystusem. Już w 1625 roku goryle zostały opisane przez brytyjskiego naukowca. Dopiero w 1847 roku podróżnik Thomas Savage pozyskał ogromną czaszkę jak sam donosił „mitycznego goryla”. Jednak w to, że goryle istnieją powszechnie nie wierzono jeszcze do początków XX wieku. Dotyczyło to szczególnie istnienia dużego goryla górskiego.

Podobnie wygląda historia z Pandą olbrzymią. Długo sądzono, że są to jakieś nieudane niedźwiedzie. Dopiero w 1869 roku Armand David odnalazł skórę pandy w Europie, ale aby ten kontynent dowiedział się o istnieniu takiego gatunku potrzeba było następnych 47 lat. Ostatecznie dopiero w 1916 roku niemiecki zoolog Hugo Veygold kupił niedźwiedzia i przewiózł go do Europy. Od tego czasu wszyscy kochają pandy.

 

Dobrym przykładem całkiem realnego kryptozwierzęcia jest Kraken. Gigantyczne kałamarnice od zawsze uważano za mit towarzyszący żegludze. Ludzie, którzy widzieli te zwierzęta woleli milczeć, aby nie zostać wyśmiani. Pogłoski o Krakenie jednak nigdy nie ustały i trwały nieprzerwanie od średniowiecza. To aż nadto istotne poszlaki, aby jednak się nad tym zastanowić. Pierwsze zdjęcie kałamarnicy olbrzymiej naukowcom udało się zrobić dopiero w 2004 roku.

Znalazło się wtedy na czołówkach wszystkich gazet, oto uzyskano dowód, że kryptozwierze w postaci wielkiej ośmiornicy rzeczywiście istniało. Dotychczas zidentyfikowane osobniki tego gatunku byłyby jednak w stanie zagrozić jedynie małym jednostkom pływającym. Nie ma jeszcze dowodów na istnienie wielkich kałamarnic zdolnych do pochwycenia wieloryba czy też zatopienia statku, jeszcze.

 

Podobny mityczny status uzyskały pytony. Wielu badaczy sugeruje, że historie o smokach to tak naprawdę opowieści o dokonaniach olbrzymich pytonów, Niektórzy kronikarze jak na przykład Izydor z Sewilli już w 7 wieku naszej ery opisywali smoka, jako wielkiego węża, który jest w stanie zadusić nawet słonia. Może jest w tych słowach trochę przesady, ale gdy czyta się dalej, że największe smoki istnieją w Etiopii i w Indiach to może się okazać, że faktycznie chodzi o wielkie pytony.

 

Gdy jesteśmy przy „smokach” nie sposób nie wspomnieć warana z Komodo, który również długo rozpalał wyobraźnię. Już od czasu gdy zwierzęta zobaczyli pierwsi żeglarze chodziły pogłoski o tajemniczej wyspie pełnej smoków. Nic dziwnego, że próbowano tam dotrzeć, aby zweryfikować te historię. Efektem tych wizyt były doniesienia o gruntach pełnych dziwnych prehistorycznych krokodyli. Dopiero w 1910 roku ostatecznie zweryfikowano te doniesienia, gdy jeden z holenderskich wojskowych po prostu schwytał dziwnego zwierzaka. Dopiero wtedy okazało się, że gigantyczne jaszczurki istnieją w rzeczywistości a nie są tylko wytworem wyobraźni.

creatura5

Jaki z tych historii morał? Potrzeba więcej pokory względem natury, bo umie zaskoczyć w taki sposób, o którym nie śniło się filozofom.

Potwory morskie

Od wieków słyszy się o zdumiewającej ilości relacji mówiących o spotkaniach z potworami morskimi. Nie udowodniono jeszcze, że stwory te istnieją, ale niedawno naukowcy potwierdzili, że morza i oceany nie są do końca zbadane, więc potencjalnie nie można wykluczyć istnienia wielkich, nieznanych istot żyjących w okolicach dna morskiego czy oceanicznego.

Choć naukowcy od dawna zaprzeczali możliwości, że gdzieś w wodach mórz i jezior czaić mogą się stworzenia stojące u podstaw legend o potworach morskich, niektórzy z nich zmieniają zdanie twierdząc, że natura może nas jeszcze zadziwić.

Opowieści o wężach morskich były nie tylko historiami rozpalającymi wyobraźnię dawnych żeglarzy. Niektóre z przypadków stały się tak głośne i powszechnie znane, że pamięć o nich żyje do dziś. Mimo wielu naocznych relacji, jak i uderzających opisów, stworzenia te wciąż są uznawane przez naukę za twory fantazji lub wynik złej identyfikacji znanych morskich zwierząt.

Co ciekawe, w wieku XX i XXI za sprawą kryptozoologów, którzy zanalizowali i sklasyfikowali dotychczasowe relacje łącząc je z dostępnymi dowodami oraz współczesną wiedzą, temat morskich potworów jest tak samo żywy, jak przed kilkoma setkami lat. Co więcej, okresowo mamy do czynienia z medialnymi doniesieniami, w których mowa o nowych obserwacjach. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego współczesna nauka wciąż nie potrafi trafić na ślad tych dużych zwierząt?[zaczerpnięte z http://infra.org.pl%5D

 

seaser6W opublikowanej niedawno pracy grupa badaczy twierdzi, że odkrycie stworzeń nazywanych w legendach „morskimi wężami” nadal pozostaje niezwykle prawdopodobne. Ekipa użyła kombinacji elementów statystycznych, jak i analizy relacji naocznych świadków obserwacji niezidentyfikowanych morskich stworzeń. Według nich widywane od wieków stworzenia mogą być nieznanymi dotąd przedstawicielami płetwonogich, do których należą także lwy morskie, foki czy morsy.

Odkrycie kilku dużych zwierząt morskich w czasie ostatnich kilku dekad sugeruje, że istnieją gatunki, które jak na razie wciąż czekają na odkrywców.
Wśród wymienianych stworzeń naukowcy wskazują na peruwiańskiego walenia dziobogłowego odkrytego dopiero w 1975 roku, Megachasma pelagios (tzw. Megamouth) – rekin żywiący się planktonem odkryty w 1976 roku czy indonezyjska latimeria, uznawana za wymarły gatunek i odkryta na nowo w 1998 roku. Waleń Omura – bliski krewny płetwala błękitnego odkryty został dopiero w latach 70-tych.

Mimo oficjalnego braku dowodów na istnienie legendarnych stworzeń, wysunięto także inne teorie mające wyjaśnić ich obserwacje. Wśród nich prym zdają się wieść głosy uznające potwory wodne za reliktowe dinozaury, bazując na ich rzekomym fizycznym podobieństwie do gadów, nie zaś ssaków. Do tej pory próby poszukiwania istot, jak potwór z Loch Ness, Ogopogo czy azjatycki Naga, niezależnie od tego czy uznamy je za morskie ssaki czy jaszczury, nie przyniosły rezultatów. Równie nierozwiązaną kwestią pozostają wymywane na brzeg ciała bliżej nieokreślonych dużych zwierząt, zwane „globsterami”. Dopiero czas pokaże, czy poszukiwania morskich potworów były opłacającym się wysiłkiem, czy też pustą pogonią za fantazją.

neslow